poniedziałek, 22 kwietnia 2024


 







Jacek Hugo-Bader

DZIENNIKI KOŁYMSKIE

,,Dzienniki Kołymskie" to mistrzostwo. Przede wszystkim to mistrzostwo reportażu. Czytając relacje Jacka Hugo-Badera z wyprawy po Trakcie Kołymskim z Magadanu do Jakucka (2025 km) ma się wrażenie, że jesteśmy współuczestnikami tejże wyprawy. Razem ponosimy trud autostopowej jazdy w nieznane, razem smakujemy tuszonki i pierogów w smrodliwej kabinie Kamaza, czujemy smak herbaty zrobionej z wody spuszczonej z kaloryfera, odczuwamy kaca po suto zakrapianej nocy spędzonej z kapitanem Dimą i jego towarzyszami. Czujemy przenikliwe zimno i strach podczas przeprawy motorówką po zamarzającym Ałdanie.

,,Dzienniki Kołymskie" to mistrzostwo krótkiej formy. Historie drogi opowiedziane z punktu widzenia spotykanych osób, tak zwanych paputczików. To ich zwyczajno-niezwyczajne opowieści z życia malują obraz współczesnych mieszkańców tej nieludzkiej ziemi.

Odwaga reporterska samego Jacka Hugo-Badera to osobna kategoria mistrzostwa. Brnąc samotnie w krainie Dzikiego Wschodu, gdzie jeśli nie podpadnie się miejscowym oligarchom, lub innym przedstawicielom władzy, to trafić można na uzbrojone bandy poszukiwaczy złota lub w ostateczności na szatuna, czyli niedźwiedzia polującego na ludzkie mięso.

Po raz drugi po blisko dekadzie wczytuje się w te niezwykłe opowieści i jestem nimi kompletnie pochłonięty. Słowo ,,oczarowany" nie pasuje do historii o drodze budowanej przez setki tysięcy więźniów kołymskiego gułagu. Ta droga to jak mówi sam autor ,,najdłuższy na świecie cmentarz". Dlatego pozostanę przy określeniu ,,pochłonięty".

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

 









Zbigniew Rokita

ODRZANIA

Trzeba mieć odwagę, żeby zmierzyć się z mitem tak zwanych Ziem Odzyskanych (a właściwie to pozyskanych) po II wojnie światowej. Trzeba może pochodzić z trzeciego, czy czwartego już pokolenia urodzonych na tych ziemiach, żeby mieć odwagę zaproponować nową nazwę dla tej dziwnej krainy, która mimo upływu dziesięcioleci nie wyleczyła się jeszcze z brzemienia poniemieckości, nie uporała się z historyczną tożsamością, a jej mieszkańcy nie nabrali w pełni dumy z bycia ,,tutejszymi".

Zbigniew Rokita (rocznik 1989 - fakt ten ma ważne znaczenie dla książki) snuje ciekawą i niezwykle wciągającą opowieść o tym, co przez cały okres Polski Ludowej było starannie skrywane, przemilczane, albo pokrywane państwową propagandą i mitem o powrocie do prastarych ziem piastowskich. W zasadzie jedna decyzja Stalina, linia narysowana kredką na mapie przesądziła o losie milionów ludzi po zakończeniu II wojny światowej. Z Prus Wschodnich, z Pomorza, Śląska wypędzono wszystkich niemalże mieszkańców pochodzenia niemieckiego, a na ich miejsce przesiedlono wyrzuconych z Kresów Rzeczpospolitej Polaków.

Odrzania, to rzeczywiście dziwna kraina, która wciąż szuka swojej nowej tożsamości. Jej mieszkańcy przez dziesiątki lat żyli w niepewności i strachu przed powrotem pierwotnych właścicieli. Teraz kolejne, młode pokolenie próbuje łatać dawną historię i teraźniejszość szukając nowego określenia siebie jako autochtonów.

Książka Zbigniewa Rokity pozostaje księgą otwartą, w której czytelnik zainteresowany tą tematyką mógłby napisać swój własny rozdział, własną historię. Autor stawia wiele pytań i świadomie nie daje na nie odpowiedzi. Pozostawia przemyślenia, które czytelnik sam powinien zinterpretować.

Cieszę się, że taka publikacja powstała, że jest przyczynkiem do szerokiej dyskusji o pozyskanym dziedzictwie, jakie po wojnie zostawiła nam w ,,kłopotliwym prezencie" światowa polityka wielkich mocarstw.

wtorek, 9 kwietnia 2024

 












Jakub Małecki

DŻOZEF


Pobyt w szpitalu z zagipsowanym nosem to z pewnością nic fajnego. Grzegorz został napadnięty i pobity. Incydent ten spowodował, że nie tylko stracił swój telefon, ale też szansę na pracę zarobkową, a ponadto rzuciła go dziewczyna Weronika. Generalnie życie zarysowuje mu się w czarnych barwach. Do tego wymuszone towarzystwo w szpitalnej sali: podstarzały playboy Kurz, upierdliwy Maruda i ten Czwarty. No właśnie... Pan Stachu, skryty, zaczytany w książkach Josepha Conrada dziwak... Jego pokręcone opowieści o małym chłopcu ze wsi Rabinowo pod Włocławkiem, który wymyślił i wystrugał sobie kozła Drewniaka zaczynają coraz mocniej wciągać i zajmować uwagę pozostałych pacjentów. Wraz jednak z coraz mroczniejszą historią życia chłopca rzeczywistość szpitalna niepokojąco zaczyna się zmieniać.

Jakub Małecki serwuje nam intrygującą fabułę z pogranicza snu i jawy, która wciąga czytelnika w podwójny wir zdarzeń wzajemnie ze sobą się splatających. Mamy w czasie rzeczywistym historię dresiarza Grzegorza Bednara i retrospektywną opowieść o życiu Stasia Baryłczaka. Kiedy życiem jednego rządzi ponura, zachłanna postać drewnianego kozła w życiu drugiego znikająca i kurcząca się przestrzeń szpitala zdaje się zapowiadać nieunikniony koniec. Najciekawsza w tym pomyśle fabularnym jest nieustannie popychająca czytelnika ku zakończeniu zagadka: co z tej mieszanki czasoprzestrzennej w końcu wyniknie? I to jest duży plus który przyznaję tej powieści.

Co do mankamentów, to odnoszę wrażenie, że autor miał w zamyśle bardziej poszerzoną historię życia Stasia Baryłczaka, którą ostatecznie nie rozwinął, lub skrócił w korekcie. Co się stało z Andrzejem i Doktor Witz? Po co w fabule pojawiają się takie postacie jak biskup Michał Kozal, czy Baszanowski? Kim tak na prawdę był zaczytany menel siedzący w parku pod szpitalem? Wiele pytań na które w książce ,,Dżozef" niestety nie znajdziemy odpowiedzi.

Nie ma co jednak narzekać, jakby to stwierdził pod koniec książki Grzegorz. Życie jest jakie jest i należy się cieszyć z tego co się ma. Trzeba się więc delektować fabułą, taką w jaki sposób została przez autora podana. Danie jest intrygujące i lekko strawne w czytaniu, więc jak najbardziej godne polecenia.

wtorek, 2 kwietnia 2024

 












Swietłana Aleksijewicz

CZASY SECONHANDU. KONIEC CZERWONEGO CZŁOWIEKA


,,Sowek" - to popularne w Rosji określenie na człowieka ukształtowanego przez Związek Radziecki i jego sowiecką ideologię. Dla nas homo sovietikus to nie tylko nazwanie specyficznej grupy społecznej, ale  przede wszystkim to sam sposób myślenia, reagowania i wykrzywiony odbiór rzeczywistości. Trudno nam dziś wyobrazić sobie, czym dla ludzi urodzonych, wychowanych na ideologii komunistycznej i żyjących w Związku Radzieckim był kres ich państwa związkowego, a wraz z nim gospodarki centralnie sterowanej i brutalne zetknięcie się z kapitalistyczną, gangsterską wręcz rzeczywistością nowego świata. Dla typowego ,,Sowka" był to z pewnością koniec świata i prawdziwy dramat.

Mistrzowskie reportaże Swietłany Aleksijewicz zawarte w książce ,,Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka" z początku mogą zdumiewać, wzbudzać niedowierzanie, ale przy dalszej lekturze zaczynają szturchać, kłuć i zwyczajnie po ludzku bolą. Boli przede wszystkim dramatyczny los, historie beznadziei, które dotknęły zwykłych, często niewinnych, prostych ludzi. Świat dziecka urodzonego i osieroconego w łagrze, los nastolatki i jej matki, które zostały oszukane i straciły dom, miłość Ormianki i Azera w czasach nienawiści i wojny. "Czasy secondhandu" to nie kolorowa bajka, to nie sen o lepszym świecie, o lepszej przyszłości. To ogrom rozczarowania, frustracji, rozpaczy, braku nadziei.

Trudno z perspektywy bieżących wydarzeń związanych z wojną na Ukrainie patrzeć ze współczuciem na mieszkańców Rosji. Jednak czytając historie, które miały miejsce piętnaście, dwadzieścia, trzydzieści lat temu trudno tak po ludzku nie ulec wzruszeniu i empatii. Zagłębienie się w historie opisane w reportażach pozwala zajrzeć w rosyjską duszę, w której przez siedemdziesiąt lat trwania Związku Radzieckiego miejsce Boga i cara zajęła ideologia komunizmu i dyktat Stalina. Tu nie może być dobrego zakończenia.

poniedziałek, 25 marca 2024


 







Terry Pratchett

NIEWIDOCZNI AKADEMICY

Terry Pratchett i jego Świat Dysku - większej reklamy nie trzeba. Świat magów, krasnoludów, goblinów i orków. Klasyczne fantasy z ironicznym odniesieniem do współczesności.

W Ankh-Morpork gnieździ się Niewidoczny Uniwersytet. To, że jest niewidoczny sprawia, iż sami magowie nie bardzo orientują się w tym jak rozległa jest to placówka i ilu uczonych w niej faktycznie pracuje. Ba, to nie praca naukowa, czy też magiczna jest tam istotna. Najważniejsze są przerwy na posiłki i herbatki. Uniwersytecka kuchnia to z pewnością centrum tego uniwersum.
Sielankę życia akademickiego przerywa pomysł władcy Ankh-Morpark Lorda Vetinari, aby powołać na Niewidocznym Uniwersytecie drużynę futbolową, która przygotuje się do meczu z miejscową drużyną piłkarską. Nienawykli do ćwiczeń fizycznych i nie używania magi uczeni na czele z nadrektorem Mustrumem Ridcully mają trudny do rozgryzienia orzech.

Przyznam, że pomysł wplatania w świat fantasy wątków piłkarskich nie porwał mnie i niezbyt zachwycił. Strasznie to wszystko było przegadane, mało zajmujące. Przebrnąć przez fabułę pomógł mi zabawny duet postaci kucharki Glendy i strażnika świec pana Nutta - goblina, który później okazuje się być orkiem. Mój powrót po wielu latach do Terrego Pratchetta może nie był niezbyt udany. Nie zachęcił mnie do lektury kolejnych tomów. Niemniej, nadal chylę czoło przed wybitnym i niezwykle płodnym talentem pisarskim autora. 

poniedziałek, 11 marca 2024


 







Jaroslav Rudiš

STACJA EUROPA CENTRALNA

Mam znajomego, który uwielbia zwiedzać Europę z okien pociągów. Stąd wiem, że dla wielu osób podróże koleją są swego rodzaju życiową pasją. Do grona tych osób z pewnością należy czeski autor książki ,,Stacja Europa Centralna" Jaroslav Rudiś. Jego marzeniem było zostanie maszynistą kolejowym. Niestety wada wzroku uniemożliwiła mu realizację pragnienia. Pasja jednak pobudziła go do zwiedzania legendarnych tras kolejowych, odwiedzania słynnych dworców, stacji rozrządowych, małych, zapomnianych stacyjek, podróżnych barów i restauracji.

,,Stacja Europa Centralna" to w dużej mierze podróż w czasie do początków kolei, rozbudowy sieci połączeń między miastami w okresie istnienia Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Rudiś próbuje odnaleźć to, co jeszcze z tamtych czasów zostało: połączenia kolejowe na trasie Berlin-Drezno-Praga-Wiedeń, Wiedeń-Budapeszt-Lubljana-Triest, Wiedeń-Kraków-Przemyśl-Lwów. Podróżuje też nad Morze Bałtyckie i daleką północ fińskimi trasami kolejowymi, wybiera się też na południe, by przez szwajcarskie tunele w Alpach dotrzeć do Włoch i aż na samą Sycylię. Jego opowieści dotyczą opisów współczesnych lokomotyw, budowy i historii dworców kolejowych, specyficznych menu w wagonach restauracyjnych, ale też i odnoszą się do literatury kolejowej, kolejowego bluesa i filmów z motywami pociągów w tle.

To wszystko wydawać by się mogło fantastyczne i pasjonujące. Jednak w opisach autora zabrakło szczypty przygody. Przytłacza natłok wymienianych kolejnych stacji, których nazw trudno spamiętać. Ciekawostką dla polskiego czytelnika z pewnością będzie zachwyt autora nad żurkiem podawanym w Warsie i opis przejazdu przez tunel graniczny między Słowacją a Polską na Przełęczy Łupkowskiej.

poniedziałek, 4 marca 2024

 












Michael D. O'Brien

DOM SOPHII


Książka ukazała się w serii: Powieść z duszą. Rzeczywiście o bolączkach duszy głównego bohatera - Pawła Tarnowskiego jest tu sporo i aż nadto.

Kim jest Paweł Tarnowski? Wrażliwym młodzieńcem, niedoszłym zakonnikiem, niespełnionym artystą, malarzem, pisarzem, marzycielem. Jest także właścicielem odziedziczonego po wuju przedwojennego, warszawskiego antykwariatu zwanego ,,Domem Sophii". Kim jestem? Na to pytanie próbuje znaleźć odpowiedź sam główny bohater. Pogrążając się w beznadziei własnej samooceny, biedując nad własnym losem i brakiem miłości zdaje się dążyć do autodestrukcji.

Zrządzeniem losu jesienią 1942 roku w jego księgarni pojawia się niespodziewanie młody uciekinier z getta - Żyd Dawid Schäfer. Udzielając mu schronienia Paweł dokonuje w sobie wewnętrznej przemiany. Jego życie nabiera wreszcie sensu i znaczenia.

Książka składa się jakby z dwóch warstw fabularnych. Jedna to historia okupacyjna opowiadająca o przyjaźni ludzi z dwóch odrębnych kultur, którzy znajdują wspólny język dzięki odkrywaniu na nowo pojęcia ,,człowieczeństwo". Druga warstwa, o wiele trudniejsza do przebrnięcia, to zanurzanie się w filozoficzno, religijno, egzystencjalne rozważania obrazujące wewnętrzne cierpienia głównego bohatera.

Dużym plusem są niewątpliwie wiernie oddane, historyczne realia dotyczące Warszawy w czasie okupacji opisane bądź co bądź przez kanadyjskiego pisarza. Oczywiście plus także za to, co bardzo lubię, czyli historię z księgarnią w tle.

poniedziałek, 12 lutego 2024

 











MISTRZOWIE OPOWIEŚCI 
SKANDYNAWSKIE LATO


Ech, wymęczyli mnie ci mistrzowie opowieści...

Wydawało mi się, że zimowa pora sprzyjać będzie opowieściom o skandynawskim lecie. Zachęcony przedmową Justyny Czechowskiej sięgnąłem z wielkim zapałem i nadzieją po opowieści z krainy Muminków, Dzieci z Bullerbyn, Emila ze Smalandii, czy baśni J. H. Andersena. Czekało na mnie dwadzieścia osiem opowiadań w czterech rozdziałach (Miasto, Droga, Letnisko, Pocałunek) pogrupowanych. Im jednak głębiej wgryzałem się i przetrawiałem kolejne historie mój entuzjazm topniał niczym śnieg w słoneczne popołudnie.

,,Było lato, zawsze było lato, kiedy się spotkali."
(Elísabet Kristín Jökulsdóttir ,,Lato. Nanoopowieść")

Przytłoczyła mnie liczba opowiadań, ich rozmaitość i ciężar gatunkowy. Obok zabawnych historyjek, lekkich wakacyjnych przygód czy romansów, trafiałem na wątki psychodramatyczne, czy wręcz czysto egzystencjonalne dywagacje. Czasami zaczynałem wchodzić w czyjąś historię, wczuwać się w losy bohaterów, po to, by po kilku zaledwie stronach porzucić ich i przenieść się w mroczne klimaty serwowane mi z głębi zranionych zakamarków duszy kolejnego narratora. Rozumiem, że to antologia i nie powinno się ją ,,łykać" na jednym czytelniczym wydechu. Miałem jednak nadzieję, że skandynawskie lato będzie bardziej radosne i optymistyczne. Okazało się jednak, że dla mistrzów opowieści lato to tylko pora roku, okoliczność, która tak samo jak inne pory może być tłem dla skomplikowanych ludzkich losów.

Oczywiście, udało mi się wyłowić z całego zbioru kilka perełek, dla których warto sięgnąć po tę lekturę. Jeżeli komuś pomoże mój klucz to polecam: "Midsommar z Panem Laakso", "Letnie marzenie", "Rasmus i włóczęga", "Osobliwość", "Szczeliny powietrza", "Judyta Lvoff" i "Pocałunek".

wtorek, 30 stycznia 2024

 











Olga Tokarczuk

EMPUZJON


Może to zabrzmi przewrotnie, ale ,,Empuzjon" Olgi Tokarczuk wprowadził mnie w stan zdrowego odprężenia połączonego z kuracją odkrywającą niuanse świata opisanego w powieści. Nie odczytałem książki jako horroru z przyrodoleczniczym dreszczykiem, bo wydaje mi się, że o co innego chodziło naszej noblistce w pisaniu tego wielce interesującego dzieła.

Mamy rok 1913, według wielu historyków to ostatni rok zamykający cały XIX-wieczny okres pokojowego rozwoju zachodniej cywilizacji. Atmosferę zmierzchowości odczuwa się w całej fabule. Mamy śląskie uzdrowisko Görbersdorf (dzisiejsze Sokołowsko). Położone w dolinie nad podziemnym jeziorem zdaje się w tajemniczy sposób przytłaczać i obezwładniać swoich mieszkańców dusznym klimatem. Mamy też i kuracjuszy przybywających z różnych stron (z Breslau, Królewca, Wiednia, Berlina, Warszawy i Lwowa) by leczyć się z chorób płucnych.
Śledząc losy głównego bohatera - młodego studenta inżynierii wodno-kanalizacyjnej Mieczysława Wojnicza wchodzimy stopniowo w specyficzny świat tworzony przez samo sanatorium jak i kuracjuszy. Podpatrujemy ich zabiegi, podsłuchujemy ożywcze dyskusje prowadzone podczas posiłków i spacerów, smakujemy słyną nalewkę z grzybów Schwärmerei. W pewnym momencie zaczynamy dostrzegać, że opisywany świat składa się wyłącznie z męskich bohaterów: Wojnicz, Lukas, August, Frommer, Thilo, Opitz, Rajmund, doktor Semperweiss. Zadziwiające jest ile czasu w swoich dyskusjach owi mężczyźni poświęcają kobietom i ich roli w społeczeństwie. I tu dotykamy sedna powieści. Bo choć opisywany jest męski świat, to powieść Olgi Tokarczuk jest w rzeczywistości ukrytym między słowami manifestem ducha feminizmu. Bo któż tak na prawdę jest narratorem w tej książce? Trzeba doczytać aż do epilogu.

 

Peter Pomerantsev

JĄDRO DZIWNOŚCI


Rosja nigdy nie przestaje zadziwiać. Twór państwowy, który powstał po rozpadzie Związku Radzieckiego przeobraża się nieustannie i nikt, kto bacznie nie śledzi zdarzeń wewnętrznych nie jest w stanie określić w jakim kierunku on zmierza.


Peter Pomerantsev z pochodzenia Rosjanin, ale wychowany i wykształcony w Wielkiej Brytanii dziennikarz telewizyjny podejmuje próbę opisania świata absurdów, które mają jeden mianownik - Nową Rosję.

Mamy więc Witalija Dimoczkę, gangstera, szefa mafii, który postanowił kręcić filmy w stylu hollywoodzkim o sobie samym. W jego filmach wszystko jest autentyczne, strzelanina, pościgi, napady, bijatyka. Prawdziwe reality show, które dobrze sprzedaje się w telewizji. W barze przy stacji metra przesiaduje Dinara z Dagestanu prostytutka, która nie mogła się zdecydować czy zostać tak jak jej siostra wahhabitką, czy jednak zarabiać ciałem na ulicy. O sprawiedliwość walczy Jana, której wydało się, że jest kobietą sukcesu, dopóki nie trafiła do więzienia fałszywie oskarżona o używanie narkotyków do produkcji środków czystościowych. Władisław Surkow - demiurg z Kremla przy pomocy telewizji i szczodrego finansowania wszystkich i wszystkiego, co może poprawić wizerunek prezydenta wykreował świat iluzji w którą wierzy większość Rosjan.

Początkowo reportażowy styl Pomerantseva lekko bawi, wydaje się satyryczny, ale im dalej próbujemy wedrzeć się w owo ,,jądro dziwności" przestaje być ,,smiszno", a zaczyna być ,,straszno". Ostatnie rozdziały wydają się brzmieć złowieszczo i złowrogo. Wojna z Ukrainą, którą wywołał Putin nie jest tylko konsekwencją obłąkańczych wizji jakiegoś szaleńca. Otumanione sączącą się z mediów ideologią Świętej Rusi i Trzeciego Rzymu rosyjskie społeczeństwo ślepo wierzy swojemu przywódcy.

Przebrnięcie przez ,,Jądro dziwności" może być traumatycznym doświadczeniem, ale myślę, że bardzo potrzebnym żeby zrozumieć jakie wielkie niebezpieczeństwo czyha na świat zachodni tuż za jego wschodnią granicą.

środa, 3 stycznia 2024

 


Norbert Bączyk, Kamil Kawalec

HISTORIA LUBI SIĘ POWTARZAĆ

"Historia vitae magistra est" - to sentencja, która w czasach  licealnych wisiała w mojej klasie nad tablicą. Historia nauczycielką życia - to stwierdzenie, które głęboko zapadło mi w pamięć i nauczyło patrzeć na bieżące wydarzenia polityczne właśnie przez pryzmat historycznych odniesień. Dlatego też z dużym zaciekawieniem sięgnąłem po książkę Norberta Bączyka i Kamila Kawalca.
Sama okładka wskazuje już na zakres tematyczny: współczesny konflikt zbrojny w Ukrainie. Jak patrzeć na bieżące wydarzenia wojenne mając w pamięci czasy II wojny światowej? Czy czeka nas kolejna wojna światowa? A może ona już się toczy, tylko my sobie z tego nie zdajemy do końca sprawy?
Autorzy wyposażeni w bogaty zasób wiedzy z zakresu historii wojskowości oraz w oparciu o statystyki dotyczące okresu przed i w trakcie II wojny światowej starają się wysnuwać analogie i porównania do dzisiejszych zdarzeń w Ukrainie. Przyznam się, że choć jestem pasjonatem historii kilka faktów przytoczonych w książce było mi bliżej nieznanych. Znajomość historii pozwala bardziej chłodno i z mniejszym lękiem patrzeć na bieżące wydarzenia, co jednak nie uwalnia świadomości przed przestrogą, że władza autorytarna skupiona w rękach szaleńca może prowadzić ludzkość do katastrofy.
Żałuję, że książka nie jest bardziej obszerna i aż prosi się o kontynuację. Kto wie, może gdy wojna w Ukrainie dobiegnie wreszcie końca doczekamy się kolejnego, uzupełnionego wydania, w którym autorzy będą mogli na końcu napisać: ,,a nie mówiliśmy, że tak to będzie"...