środa, 29 grudnia 2021








Dorote Hansen

TEN DOM JEST MÓJ

Przyznam, że do lektury tej książki podchodziłem z dużą ostrożnością. Ile to już razy czytałem o trudach i urokach życia na wsi... A jednak ta książka okazała się inna, na tyle, że wszedłem w jej świat z wielkim zainteresowaniem.

,,Ten dom jest mój" Dorote Hansen składa się jakby z dwóch warstw narracyjnych, które nakładają się na siebie. Z jednej strony jest to opowieść o powojennych losach wygnanej z Prus Wschodnich rodziny von Kamcke  (Hildegardy oraz jej córki Very) i jej połączeniu z rodziną Eckhoff  (Idy i jej syna Karla). Z drugiej strony jest to współczesny obraz niełatwego, choć niepozbawionego też uroku życia na wsi, gdzieś nad Łabą pod Hamburgiem. 

Wiejskie życie związane jest ściśle z domem. To on określa miejsce człowieka na ziemi, jego przynależność. Bez domu człowiek praktycznie nie istnieje. Dla jednych dom jest miejscem przechodzenia kolejnych pokoleń, dla innych dom kojarzyć się będzie z ciężką pracą na roli, innym zaś z sielskim obrazem rekreacji i wypoczynku. Dom może być schronieniem, ale też i przymusowym więzieniem z którego szuka się ucieczki. Tak naprawdę dom tworzą sami ludzie. Bez mieszkańców budynek popada w ruinę i zapomnienie, tak jak rodowa posiadłość von Kamcke na mazurskiej prowincji.

Dorota Hansen stworzyła powieść, która nie jest wiejską sielanką, która ukazuje ludzi z twardym charakterem, która nieco kpi z mody na bycie agro, vintage i eco.  To także odważna książka ukazująca niełatwe losy wojennych przesiedleńców. I nie ma znaczenia, kto po czyjej stronie opowiadał się podczas wojny. Ofiary i tak spotyka podobny, tragiczny los. Moim zdaniem, to ważna powieść godna szerokiego polecenia.


 






Agata Christie

MORDERSTWO W ORIENT EKSPRESSIE

Klasyka gatunku, czyli lektura obowiązkowa dla miłośników kryminałów. I tak, jak to bywa z lekturami nie zawsze nas one zachwycają, zwłaszcza gdy "trącą myszką" i staroświeckim językiem pisarskim. Trudno jednak nie dać się porwać inteligentnie skonstruowanej fabule kryminalnej w której uwięzieni w jednym wagonie pasażerowie podejrzani są o dokonanie morderstwa. Jak się z czasem okazuje każdy z pasażerów coś ukrywa i nie mówi prawdy, a jednocześnie ma doskonałe alibi. Kto zatem zabił współpasażera Ratchetta? Kim jest tajemnicza dama w czerwonym kimonie w smoki? Detektyw Herkules Poirot używając dedukcji i bystrości swojego umysłu na pewno będzie potrafił uporać się z tą zagadką. Książkę czyta się szybko, wręcz połyka, by jak najszybciej dojść do intrygującego finału.


piątek, 17 grudnia 2021








Bill Browder

CZERWONY ALERT

Thriller polityczny, który czyta się jak najlepszą powieść sensacyjną. Jednak książka nie jest fikcyjną opowieścią, ale smutną i przerażająca relacją o gigantycznej skali korupcji i nepotyzmie w Rosji oraz stricte mafijnych powiązaniach władzy rosyjskiej z biznesem. Wszystko to opisuje Bill Browder, amerykański biznesmen z brytyjskim paszportem, który na początku XXI wieku był największym, zachodnim inwestorem finansowym w Rosji. Nie chcąc iść na korupcyjne układy naraził się władzom rosyjskim i jak sam to opisuje stał się wrogiem publicznym numer jeden Władimira Putina. 
Już sama biografia Browdera jest niezwykle interesująca i ukazuje amerykański mit robienia kariery ,,od zera do milionera". Browder w pewnym momencie swego życia zaryzykował i zainwestował w rynki finansowe państw dawnego bloku komunistycznego  (ciekawy jest tu wątek Polski z fabryką ,,Autosanu"). Tam gdzie inni bali się ryzyka on zbijał fortunę. Wszystko mogłoby się potoczyć jak w bajce, gdyby nie kilku rosyjskich oficerów służby bezpieczeństwa FSB, którzy zainteresowali się osobiście bajeczną fortuną Amerykanina. Od tej chwili zaczyna się niebezpieczna gra, która niczym w sensacyjnym, szpiegowskim kryminale toczy się na śmierć i życie. Niestety...  Wątek prawnika Siergieja Magnitskiego, jego bohaterskiej walki o prawdę i sprawiedliwość nie kończy się happy endem. Bill Browder pisząc tę książkę oddaje hołd temu dzielnemu człowiekowi, który postawił się całemu systemowi skorumpowanej  rosyjskiej władzy. Dlatego ta książka jest wyjątkowa i godna polecenia.

 

czwartek, 2 grudnia 2021








Adrian McKinty

ŁAŃCUCH 

Mechanizm tworzenia łańcuszków lub piramid zależności wydaje się być dobrze znany i rozpoznawalny. Co jednak, gdy łańcuch zależności zmusza wybrane osoby do popełnienia najgorszych przestępstw? Do czego jest zdolna posunąć się kochająca matka, żeby ratować swoje dziecko? Ten przewrotny scenariusz zastosował Adrian McKinty w thrillerze kryminalnym ,,Łańcuch". 
Zgodnie z reklamami na okładce książka rzeczywiście wciąga od pierwszych stron i przeraża. Przeraża głównie myślą, co ja bym zrobił na miejscu bohaterów powieści. Dla mnie, jako rodzica to pytanie ma jeszcze głębszy wymiar. Co prawda w połowie książki możemy na chwilę odetchnąć, ale jak to w thrillerach zaskakujące zakończenia muszą być dwa, a nawet trzy. 
Największe zastrzeżenia mam właśnie do finału fabuły, która niczym w stylu holywoodzkim pozostawia czytelnika w stanie euforii, że odtąd ,,żyli długo i szczęśliwie"... A przecież najciekawsze są niedopowiedzenia...


 






Liliana Hermetz

ROZRZUCONE


Chylę czoła przed autorką, która stworzyła bardzo wiarygodną opowieść o świecie skomplikowanych relacji rodzinnych zawieszonych między Podkarpacie i Alzację, pomiędzy Polakami  i Ukraińcami, kościołem i cerkwią, między bezlitosną historią, a ukrywaną skrzętnie przez całe życie prawdą. Kilkupokoleniowa saga wiejskiego rodu, w której główną rolę odgrywają kobiety. Jak wskazuje sam tytuł są to kobiety rozrzucone, a właściwie oddzielone od siebie przez wojnę, granice i zapomnienie. Osobą, która próbuje je po latach wszystkie scalić jest Irene - Madame Bouchmann, która w 1942 roku jeszcze jako piętnastoletnia Marysia, wiejski najduch, zostaje wywieziona na roboty przymusowe do Niemiec. Historia jej życia, niezwykle poruszająca, skrywana pod twardą skorupą milczenia, odsłania się stopniowo ukazując obraz dramatycznych przeżyć i kompromisów na jakie musiała się godzić ze swoim losem. 
Książka wciąga, choć czyta się ją z pewnym trudem. Można pogubić się w kolejach losów, liczbie krewnych, kuzynów, kuzynek, historii opowiadanych przez różne osoby w różnych sposobach narracji. Takie są jednak rodzinne opowieści i wspomnienia, w których przy braku właściwej uwagi możemy się zwyczajnie zagubić. Nie jest to bynajmniej zarzut, bo takie jest nasze życie i jego postrzeganie. To świadczy dobitnie o autentyczności opowieści wobec której nie sposób przejść obojętnie.







niedziela, 7 listopada 2021














Anna Rybkowska

ŚLADY ŻYCIAS
Tom II. SMAK WIOSNY


Po drugi tom ,,Śladów życia" sięgnąłem z rozpędu mając nadzieję, że po obiecującym pierwszym tomie fabuła dostanie skrzydeł i się ciekawie rozwinie. Tymczasem spotkało mnie rozczarowanie i podobne do losów głównej bohaterki zniechęcenie...

Berenika zasiedliwszy otrzymaną w spadku posiadłość w Nabokowie na Podlasiu popada w wiosenną depresję i apatię. Zdradzona przez swego partnera Brunona, sama nie będąc pod tym względem bez winy, szuka  wsparcia w pogawędkach z miejscowym, starym proboszczem Parazym.  Drugi z kochanków agronom Jakub zastanawia się co takiego jeszcze parę tygodni temu widział w Berenice i się gdzieś ulatnia. Z weterynarzem też raczej nic nie wyjdzie. Pojawiają się za to kolejne zjawy, majaki, jakieś poplątanie czasu i przestrzeni. Na domiar złego na kark bohaterki zwala się cała rodzina z Poznania: rodzice dowiezieni karetką, syn Bartek z chyba niezbyt lubianą synową, lecząca rany po nieudanym związku córka Edyta, skruszony Bruno, a wraz z nim jego eks, eko-żona i ich syn Igor, który ma na wszystko wyje..ne. Istny kogel-mogel, który okazuje się dla mnie zbyt ciężkostrawny. Na szczęście rozdziały są na tyle krótkie, że łyka się je szybko i bez bólu. 

Odniosłem wrażenie, że w ,,Smaku wiosny" więcej jest odautorskich, wynikających z kobiecej wrażliwości rozliczeń z życiem, przemyśleń i swego rodzaju manifestów, niż fabularnych wątków i wciągającej akcji. Może dlatego lepiej się nie męczyć i od razu przejść do tomu trzeciego.

czwartek, 4 listopada 2021

 








Neil Gaiman

NIGDZIEBĄDŹ

Jak przeniknąć do Londynu Pod? Jak poznać alternatywny świat rządzący się swoimi prawami, gdzie takie rzeczy jak kolejka metra, telefon komórkowy, klasztor, czy targ ruchomy mają inne znaczenie niż w świecie "Nad"? Udało się to niejakiemu Richardowi Mayhew, który w odruchu serca pomógł pewnego dnia okaleczonej dziewczynie, która nazywała się "Drzwi". Udzielił jej schronienia w swoim mieszkaniu i odtąd jego życie z nudnej egzystencji "Nad" zmieniło się w ekscytująco-przerażającą podróż w świecie "Pod".

Książka Neila Gaimana "Nigdziebądź" od pierwszych stron porwała mnie w fantastyczny, choć mroczny świat przypominający trochę błądzenie dusz zmarłych po zaświatach.  To jednak nie jest literatura eschatologiczna, a raczej wyobrażenie o alternatywnej rzeczywistości, która czasami miesza się ze światem rzeczywistym. Świat podziemny zorganizowany jest na swój specyficzny sposób i zasiedlony przez różne osobniki podlegające także specyficznej hierarchii. Są więc baronie i krainy, królestwa, są  władcy, przewodnicy, wojownicy, zabójcy, mnisi, pasterze i szczuromówcy... Czytelnik razem z Richardem Mayhew poznaje zaledwie mały fragment, wycinek tego wszystkiego. I to mi się w tej książce podoba najbardziej: pole do rozbudzenia wyobraźni czytelniczej. Historia Drzwi i jej ucieczki przed prześladowcami to zaledwie fragment jakieś większej opowieści, może sagi. Lubię książki, które na zakończenie pozostawiają pewien niedosyt, niedomkniętą furtkę do dalszych losów...

Sam główny bohater powieści - Mayhew jest osobowością dość niejaką, ale jakże ciekawie prezentują się inne postacie: Markiz de Carabas, duet panów Vandemara i Croupa, Stary Bailey. Dla nich warto na pewno sięgnąć po tę niezwykłą opowieść.

środa, 13 października 2021


 






Esi Edugyan

WASHINGTON BLACK


,,Washington Black" to lekko filozofująca powieść przygodowa w stylu dickensowskim. Główną osią wokół której toczy się akcja jest los człowieczy. Jak doskonale wiemy bywa on czasami szczęśliwy, a czasem okrutny, najczęściej przewrotny. Bohater powieści tytułowy George Washington Black (Wash) to czarnoskóry chłopiec, niewolnik żyjący na plantacji bawełny na wyspie Barbados w pierwszej połowie XIX wieku. Los uśmiecha się do niego i dzięki poznaniu ekscentrycznego naukowca, badacza i zdeklarowanego abolicjonisty Christophera Wilda (Tyciego) udaje mu się wydostać z niewolniczego piekła plantacji. Ten sam jednak los w przewrotny sposób chwilowe szczęście zamienia w konieczność ucieczki i nieustannego ukrywania się przed pogonią. Wash szuka swego miejsca na ziemi, szuka bezpiecznej przystani. Jak każdy młody człowiek chce się rozwijać, zawierać przyjaźnie, kochać. Ma niezwykły talent do rysunku i fascynuje się naukami przyrodniczymi. Los rzuca go po świecie od Florydy po Arktykę, od Londynu po Maroko. Czy młody Wash odnajdzie swoje miejsce na ziemi? Książka pozostawia tę kwestię jako otwartą.  Może to i dobrze, bo daje czytelnikowi możliwość własnej interpretacji dalszych losów bohaterów opisanej historii. 
Powieść amerykańskiej autorki Esi Edugyan wydaje się całkiem ciekawa, choć nie aż tak porywająca, by moim zdaniem zasłużyć na nagrody czytelnicze i miano ,,jednej z 10 najlepszych książek roku". Cóż, nie jestem jednak Amerykaninem.

wtorek, 28 września 2021


 






Tadeusz Cegielski

MORDERSTWO W ALEI RÓŻ


Kapitan Ryszard Wirski na tropie... Jest wiosna 1954 roku. Partyjny dygnitarz Bogusław Szczapa zostaje znaleziony martwy w swoim domu przy Alei Róż w Warszawie. Wygląda na to, że popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę. Ale czy na pewno? Kapitan Wirski z Milicji Obywatelskiej ma co do tego poważne wątpliwości. Tak rozpoczyna się kryminalna opowieść autorstwa Tadeusza Cegielskiego. Czytelnik, który oczekiwałby sensacyjnego dalszego ciągu może przeżyć rozczarowanie. Choć akcja powieści zamyka się w zasadzie w jednym tygodniu tempo akcji wlecze się pomiędzy restauracjami i historiami o początkach telewizji,  grzęźnie w zakamarkach domu przy ulicy Flory i nie bardzo wiadomo do czego zmierza. Doświadczony, stary wyga (policjant jeszcze z czasów sanacji) komisarz Wirski, coś wie, podejrzewa, kreśli kolorowymi ołówkami szkice i planuje prowokacje. Czytelnik jednak nie ma dostępu do procesu myślowego komisarza i jest co rusz zaskakiwany jego wygłaszanymi podczas narad na komendzie koncepcjami śledztwa. 
,,Morderstwo w Alei Róż" przypomina bardziej powieść obyczajową niż rasowy kryminał. Ciekawe jest tło historyczne - rok 1954. Warszawa podnosi się z ruin wojennych. Powstaje Pałac Kultury i Nauki, próbuje się budować metro. Pamiętać jednak należy, że są to czasy komunistycznej dyktatury. Autor lekką ręką kreśli obraz przedwojennego, wybitnego policjanta mieszkającego w prestiżowej dzielnicy stolicy, który robi karierę w komunistycznym aparacie bezpieczeństwa. Czy byłoby to możliwe w rzeczywistości? Trzeba zaufać autorowi, który przecież jest z wykształcenia historykiem.

piątek, 10 września 2021


 






Anna Rybkowska

UŚMIECH ZIMY


Któż z nas by nie chciał otrzymać niespodziewanie w spadku dworku na Podlasiu? Cóż za urocza perspektywa. Warunek jeden: trzeba tam natychmiast zamieszkać i pobyć przynajmniej przez jeden rok. A to dla głównej bohaterki powieści ,,Uśmiech zimy" - Bereniki Popielawskiej wyzwanie, któremu trudno będzie sprostać. 
Książka wciąga, porywa w świat skomplikowanych relacji międzyludzkich, rodzinnych i miłosnych. Wszystko jest jednak tak realnie wiarygodne, jakbyśmy słuchali opowiadania z życia jakieś naszej znajomej koleżanki. Trochę w tym wszystkim narracyjnego chaosu, rwanych wątków, dygresji. Ale czyż takie właśnie nie są opowiadania naszych wygadanych znajomych?
,,Uśmiech zimy" to dobra powieść w odcinkach (mają być cztery, każdy na inną porę roku). Trudno jednak nie uciekać od porównania do ,,Domu nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej. Niby podobne klimaty, podobne problemy, ale wydaje mi się, że Anna Rybkowska przez całą fabułę usilnie próbuje udowodnić, że jej pomysł na ucieczkę z miasta na głęboką prowincję i odkrywanie uroków sielskiego życia jest zupełnie inną opowieścią od tej zaoferowanej niegdyś przez panią Kalicińską. Stąd może dość niejasne wątki fantastyczne, znikające przedmioty i dziury w czasoprzestrzeni. W dodatku mamy serwowany skromnymi porcjami w odcinkach tajemniczy dziennik z niejasnym przesłaniem pozostawiony przez poprzedniego właściciela dworu - malarza Maksymiliana Styka.  Szkoda, że w tej pierwszej części nie dowiemy się za bardzo co tak na prawdę dzieje się dworku w Naboku i jaką rolę odgrywa w nim nowa właścicielka. Może to taki haczyk promujący dalsze części?

czwartek, 9 września 2021

 

Jędrzej Napiecek

KRÓL, KTÓRY UCIEKŁ

Jeżeli wierzyć opisowi z okładki czytelnik dostaje do ręki ,,opowieść o najbardziej popapranym kryzysie władzy w historii Polski".  Rzecz oczywiście o pierwszym elekcyjnym władcy - Henryku Walezym. To jednak nie jest pozycja stricte historyczna, lecz historia prywatnej zemsty zgorzkniałego, nadwornego karła Jana Krasowskiego, który obwiniał Walezego za śmierć swojej kochanki Alexis.  

Autor Jędrzej Napiecek zajmuje się tworzeniem scenariuszy filmowych i gier komputerowych. Może dlatego odnoszę wrażenie, że wykorzystując potencjalnie interesujący pomysł fabularny poszedł mocno na skróty. Intryga Krasowskiego jest naciągnięta i dopchana kolanem do historycznych realiów, bohaterowie schematyczni, ale ani za grosz komiczni, język uwspółcześniony i niedopasowany do opisywanej epoki. Książka zapewne ucieszy osoby zainteresowane obyczajami życia erotycznego oraz sposobów defekacji zarówno na królewskim dworze w Luwrze, jak i na Wawelu. Czy jest w tym coś śmiesznego? Kwestia gustu.

poniedziałek, 16 sierpnia 2021


 






Markus Zusak

ZŁODZIEJKA KSIĄŻEK

Czytając różne książki czasem trafia się (przypadkiem?) na prawdziwą perłę. ,,Złodziejkę książek" na pewno do takiej kategorii można zaliczyć. To opowieść która pochłania, wobec której trudno przejść bez refleksji, której nie da się zapomnieć. Może nie chodzi o samą historię w niej opowiedzianą, ale o sposób narracji. Bo jeśli narratorem jest spersonifikowana i empatyczna Śmierć, która przygląda się ludzkiemu życiu w trudnych czasach wojennych, to już możemy się spodziewać powieści niezwykłej, niestandardowej, trochę filozoficznej. Śmierć nie jest tutaj okrutna, bezlitosna, zimna, bez uczuć. Śmierć przychodzi zabrać dusze, jak posłaniec, ostatni towarzysz i przejmuje się niezwykłym losem człowieka. Przejmuje się losem małej dziewczynki Liesel Meminger - tytułowej złodziejki książek - którą od okrucieństwa wojny chronią słowa, te które czyta i te które sama zaczyna spisywać. 
Niesamowity jest obraz wojenny przedstawiony z perspektywy mieszkańców biednych przedmieść niemieckiego miasteczka w okolicach Dachau. Mimo, iż hitlerowska propaganda wmawia całemu narodowi, że są rasą panów, że powinni być dumni ze swoich zwycięstw początek wojny zaczyna przynosić stopniowo kolejne nieszczęścia, które w konsekwencji doprowadzą do wielkiej tragedii. Śmierć patrzy na to współczującym wzrokiem, nie ocenia, bo wie, że i tak przyjdzie w odpowiednim czasie po dusze biednych Żydów idących na zagazowanie, po duszę angielskich pilotów zrzucających bomby na miasta i po duszę tego, który swoimi słowami wywołał wojenną zawieruchę. Śmierć patrzy na losy małej dziewczynki, która chce żyć, chce kochać, chce czerpać radość szukając prawdziwej przyjaźni i rodzinnego ciepła. 
,,Złodziejka książek" jest niezwykłą powieścią, która porwała mnie w inny wymiar rzeczywistości, która pozwoliła spojrzeć na rzeczywistość wojenną trochę jakby z boku, trochę jakby z perspektywy Śmierci.  Teraz po lekturze zabieram ze sobą wspomnienie o Liesel, Rudym, Hansie i Rosie Hubermann, Maxie, o pięknych ludziach w trudnych, wojennych czasach.

 








Remigiusz Mróz

EKSTREMISTA

Trzecia część przygód Gerarda Edlinga pędzi przez fabułę niczym pociąg ekspresowy. Dziennikarka Gocha Rosa zajmuje się sprawą tajemniczego zniknięcia licealistki. Wpada na trop internetowej grupy dyskusyjnej w której pojawia się motyw kart z tarota. Na jej oczach inny licealista oblewa się benzyną i podpala. Giną inni nastolatkowie, a kiedy Gocha próbuje te fakty połączyć ze sobą zostaje porwana. Jej przyjaciel Edling rusza na pomoc. Musi odszukać tajemniczego ,,Siewcę". Nie ma za wiele czasu.

Myślałem, że wsiadając w ten szalony ekspres fabularny czeka mnie ostra jazda bez trzymanki do samego końca. Jednak gdzieś w połowie czytania książka zamieniła się w podmiejski osobowy, który zalicza wszystkie stacje po kolei. Kto jest ,,Siewcą"? Jak nie ten, to może kto inny... Klasyczna konstrukcja kryminalna. Gerard Edling tym razem podąża śladem lingwistycznym, co wydawać by się mogło dość ciekawym motywem, ale w polskich realiach mało wiarygodnym (gwara spiska - tak pasuje do refugium, jak czysty kintop do przekupki z rynku jeżyckiego). Szkoda, bo niestety sprawdza się stara prawda, że kontynuowanie fascynujących losów głównego bohatera z pierwszej części, w drugiej jeszcze ujdzie, ale w trzeciej jest już tylko jazdą po dobrej reputacji. 
Piszę z pewnym przekąsem, bo chciałbym dać więcej gwiazdek za ciekawy pomysł i za to, że książkę się dobrze czyta. W końcu mamy do czynienia z  wybitnym autorem, od którego chciałby się też więcej wymagać.

wtorek, 20 lipca 2021

 








Katarzyna Bonda

FLORYSTKA

Policja znajduje spalone zwłoki w windzie w bloku na białostockim osiedlu. Ktoś w leśnej głuszy strzela do psa Huberta Meyera. Trwają poszukiwania zaginionej dziewięcioletniej Zosi Sochackiej. Tak oto zaczyna się dość opasna powieść Katarzyny Bondy ,,Florystka". Do pomocy policji w poszukiwaniu dziewczynki zostają ściągnięci dwaj profilerzy (psychologowie śledczy) Hubert Mayer i Lena Pawłowska. Wkrótce okazuje się, że dziewczynka została zamordowana. Wszelkie ślady wskazują na podobieństwo do morderstwa dokonanego kilka lat wcześniej na chłopcu o imieniu Amadeusz. Matka Amadeusza, tytułowa florystka, przeżywa wciąż ciężką traumę i wydaje się jej, że rozmawia z duchem swojego syna.
Ilość wątków i stopień ich zagmatwania obiecują pasjonującą fabułę. Tymczasem czytelnik jest zwodzony i prowadzony przez autorkę na manowce, aby uśpić jego czujność. Nie bardzo wiadomo czyim śladem podążać: czy historią nieszczęśliwego życia miłosnego matki Zosi, czy traumatyczną historią dzieciństwa samej Zosi, problemami życiowymi Huberta Meyera, tajemnicą skrywaną przez komendanta Pileckiego, psychicznymi odchyłami florystki, czy odczuciami jakimi kieruje się ,,maestra" Eliza Fal?   Wszystko to tworzy zbyteczny natłok, który tak de facto psuje konstrukcję fabularną i osłabia efekt końcowy. Kończąc czytać po blisko sześciuset stronach na usta cisnęło mi się, podszyte rozczarowaniem pytanie: ,,i to już wszystko?"

Pewnie niedobrze, że przygody Huberta Meyera zaczynam od trzeciego tomu. Jednak jego perypetie i niedokończone wątki w powieści ,,Florystka" nie zachęcają mnie zupełnie do śledzenia jego dalszych losów. Książkę czyta się nawet dobrze i historie w niej opisane mogą być interesujące, ale poprowadzenie fabularne jest jak guma do żucia: początkowo miło smakuje, a potem żuje się ją niejako z przyzwyczajenia, aż do całkowitego znudzenia i wyplucia.


Bridget Collins

KSIĘGI ZAPOMNIANYCH ŻYĆ

Wbrew okładkowym recenzjom ta książka nie jest ani magiczna, ani zniewalająca, ani mroczna. Nic z tych rzeczy. We wstępie powinno być zawarte ostrzeżenie: drogi czytelniku nie podążaj za wątkiem tajemniczych i prześladowanych oprawiaczy książek, bo donikąd on wiedzie. Nie podążaj też za wątkiem Emmetta Farmera, bo może się okazać, że to nie on jest głównym bohaterem. I nie szukaj romansu, tam gdziebyś się tego spodziewał...

Taka być może jest przewrotność w pomyśle fabularnym będącym debiutem autorskim Briget Collins w dziedzinie prozy dla dorosłych. Autorka stworzyła z pewnością dzieło oryginalne i trudno jej odmówić wyobraźni.  Mnie jednak ten koncept nie porwał, a z czytaniem męczyłem się okrutnie i rozterek emocjonalnych głównych postaci nijak rozgryźć nie mogłem. Być może powieść czytałoby się lepiej zaczynając od końca i zmierzając ku, moim zdaniem, najbardziej intrygującemu  początkowi. 

Swoją drogą tłumacz miał trudne zadanie. Oryginalny tytuł ,,The binding" to w żadnej mierze nie ,,Księgi zapomnianych żyć". W języku polskim niestety słowo ,,oprawiacz" za bardzo kojarzyć się może z ,,oprawcą". A nie o takie skojarzenia zapewne chodziło brytyjskiej autorce. Pomysł na odbieranie ludziom przykrych wspomnień i oprawianie ich w książki to jedyna rzecz jaką zabiorę ze sobą w pamięci po lekturze tej powieści. Resztę fabuły chętnie oddałbym do przerobienia  jakiemuś ,,oprawiaczowi".

poniedziałek, 24 maja 2021


 






Mirosław Bujko

SĄD OSTATECZNY

Odnoszę wrażenie, że Mirosław Bujko pisząc książkę ,,Sąd ostateczny" nie bardzo wiedział na jaki koncept się w końcu zdecydować. Sam w posłowiu przyznaje, że wpierw to miał być scenariusz filmowy, a potem powstało libretto do opery. Ostatecznie książka jest jakąś mieszanką filozoficznych wywodów na temat kościelnych doktryn, szczegółowych opisów malarstwa średniowiecznego i współczesnego wątku sensacyjno-kryminalnego. Niestety ta mieszanka nie przysłużyła się dobrze ostatecznemu kształtowi powieści. 

Przyznam, że najbardziej zaciekawił mnie wątek dotyczący opisu obrazu Hansa Memlinga ,,Sąd ostateczny" z kościoła mariackiego w Gdańsku. Często podziwiamy jakiś sławny obraz rzucając na niego pobieżnie okiem. Nie zdajemy sobie sprawy ile ukrytej treści, ile niesamowitej historii może być zawarte w dziele malarskim. Za to jestem wdzięczy autorowi książki, że wzbudził moje zainteresowanie i rozszerzył zakres wiedzy na temat obrazu, którego znałem jedynie z opisów w przewodnikach turystycznych.  Natomiast warstwa sensacyjno-kryminalna jest tak blada, mało porywcza, z prymitywnie płaskimi charakterologicznie postaciami, że wielokrotnie podczas czytania książki męczyłem się strasznie i przymuszałem, żeby tylko doczytać ją do końca. 

Losy obrazu ,,Sąd ostateczny" Memlinga rzeczywiście nadają się na pasjonujący scenariusz filmowy.  I choć książka Mirosława Bujko, jak głosi reklama na okładce, jest popisem erudycji oraz w jakiś tam sposób zapewne literackiego kunsztu autora, to pasjonująca już niestety nie jest.

wtorek, 11 maja 2021

 


Kristen Roupenian

KOCIARZ

Dałem się zwieść recenzjom z ,,The New Yorkera" i sięgnąłem po opowiadania Kristen Roupenin, które rzekomo miały być ,,fascynujące, przenikliwe, zachwycające". Zagłębiając się jednak w ich treść czułem się jak nieproszony gość, który wtargnął omyłkowo na imprezę dla kompletnie obcego mu towarzystwa.  Nie potrafiłem wejść w świat amerykańskich kobiet rozdartych dylematami związanymi z dojrzewaniem, seksualnością, pożądaniem i sposobami jego zaspokajania. Wmawianie czytelnikowi, że to próba opowieści o samotności, zagubieniu i poczuciu winy w erze Instagrama, Tindera i #MeToo jest jedynie marketingowym zabiegiem promocyjnym.  Owszem, trudno odmówić autorce talentu  i sprawnego warsztatu pisarskiego. Opowiadania czyta się szybko, a historie intrygują i z pewnością dają do myślenia. Niestety, mnie nie zachwyciły, ani nie pociągnęły w żaden sposób.

Myślę, że ten zbiór opowiadań spodobałby się wielbicielom (wielbicielkom) serialu ,,Seks w wielkim mieście". Ja do tego grona nie należę.

piątek, 7 maja 2021

 

Kevin Barry

NOCNY PROM DO TANGERU

Nie przekonują mnie żadne nagrody autora, ani prestiżowe nominacje dla tej książki. Ta powieść to sięgnięcie dna. Dosłownie. Pogrążona w mętnej narracji opowieść o dwóch zdegenerowanych, podstarzałych Irlandczykach siedzących w beznadziejnym oczekiwaniu na kolejny prom w hiszpańskim porcie Algeciras. W oczekiwaniu na co, na kogo? Na Dilly, córkę jednego z nich (nawet nie wiadomo którego)? Czy może bardziej na rozrachunek z beznadziejnego życia, a może na jakieś rozgrzeszenie? 

Co tak naprawdę serwuje nam autor Kevin Barry w ,,Nocnym promie do Tangeru"? Festiwal bluzgów, hiper kombinacji wulgaryzmów zmiksowanych z religijnymi wezwaniami, opis masturbacyjnych ekscesów na przemian z narkotycznym pędem zaspokajania popędu płciowego z kimkolwiek popadnie. Opis ,,radosnego" życia heroinowych  szmuglerów. 

Jednak w całej tej powieściowej kloace jest jakiś drobny przebłysk normalnego, ludzkiego żalu, smutku i tęsknoty za byciem kochanym. Żal za prawdziwą, utraconą miłością. Dlatego dwaj podstarzali Irlandczycy dadzą spokojnie przejść Dilly na prom,  nie zatrzymując jej. To może być szansa dla tej młodej dziewczyny na inne, lepsze życie. I jedyna szansa dla tej książki.








Victor Del Arbol

WYBRZEŻE ŚMIERCI

To mocna opowieść o bólu i stracie. Czy można znaleźć ukojenie po stracie kogoś bliskiego w zemście, a może w zapomnieniu? Każdy w tej książce kogoś lub coś stracił. Powolne odkrywanie prawdy, a w zasadzie kolejnych historii poszczególnych bohaterów jest osią fabularną tej powieści. Trzeba dużo cierpliwości i pewnej delikatności w osądach aby móc dać się ponieść narracji Victora Del Arbol w ,,Wybrzeżu śmierci". Początkowo niezwiązane ze sobą sprawy - historia kryminalnego śledztwa hiszpańskiego policjanta Germinala Ibarra i przyjazd tajemniczej Paoli do  Punta Caliente - wioski rybackiej na końcu świata, zaczynają się zazębiać. Wchodzimy w krąg coraz bardziej mrocznych historii i losów bohaterów. To jak schodzenie po kolejnych kręgach piekła. Ale to piekło, które ludzie zgotowali ludziom. 

Mnie najbardziej poruszyła historia Mauricia i opowieść o makabrycznych zbrodniach argentyńskiej dyktatury wojskowej pod koniec lat 70-tych XX wieku. 

,,Wybrzeże śmierci" porusza i dotyka czytelnika tchnieniem bólu swoich bohaterów. Każdy z nich inaczej go przeżywa, inaczej sobie radzi z traumą. Czy w tym wszystkim jest jakaś nadzieja? Czy istnieje zadośćuczynienie, przebaczenie, a może usprawiedliwienie? Autor pozostawia tę kwestię do rozważenia samemu czytelnikowi...

 


Richard Paul Evans

DOTKNĄĆ NIEBA

Można by rzec, że  motyw pieszej wędrówki jako sposób na odreagowanie życiowej traumy jest już i w literaturze i w kinie mocno zgrany. A jednak powieść R. P. Evansa od pierwszych stron wciąga i trudno się od niej oderwać. 

Główny bohater Alan Christoffersen, jak w amerykańskim śnie, zdobył wszystko. Założył własną firmę, dorobił się majątku, a nade wszystko miał przy boku wspaniałą kobietę McKaly, którą kochał od lat młodzieńczych i która została jego żoną. Idylla skończyła się jednak nagle w wyniku wypadku i śmierci McKaly. Alan traci wszystko: miłość swojego życia, firmę i sens dalszej egzystencji. Jedynym ratunkiem jaki sam sobie obmyślił jest przemiana, która może się dokonać w pieszej wędrówce przez całe Stany Zjednoczone. Alan zaczyna pisać dziennik, w którym opisuje co ciekawsze zdarzenia i spotkania na swojej drodze.  Zaczyna też w nim dojrzewać przemiana i swoista pokora wobec własnego losu. 

Książkę czyta się szybko dzięki krótkim rozdziałom i ciekawym, skondensowanym opisom zdarzeń. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale fabuła wciąga jak ulubiony serial, kiedy to z utęsknieniem czekamy na kolejny odcinek. ,,Dotknąć nieba" to pierwsza część z pięciotomowej serii opisującej wyprawę Alana. Dlatego też z niecierpliwością sięgam po kolejny tom, a potem pewnie po następne. Wyruszam na czytelniczą wyprawę wzdłuż całych  Stanów Zjednoczonych.


Na rozstaju dróg

Druga część historii o wyprawie Alana  Christoffersena w poprzek całych Stanów Zjednoczonych. W tym tomie główny bohater w wyniku ran odniesionych podczas konfrontacji z młodocianym gangiem zmuszony jest na kilka miesięcy zarzucić swoją samotną wędrówkę. Trafia do szpitala w mieście Spokane, gdzie poznaje tajemniczą, skrytą w sobie dziewczynę o imieniu Angel. Ta ofiarowuje mu opiekę i przygarnia na czas rekonwalescencji pod swój dach. Wkrótce okazuje się, że Alan odegra bardzo ważną rolę w życiu Angel.

Ciekawie opowiedziana historia o spotkaniach z obcymi ludźmi, których łączy pewne pokrewieństwo duszy. Dzięki Opatrzności, przypadkowi, czy ślepemu losowi (niech każdy nazwie to jak chce) spotkania te mają siłę przemieniającą dotychczasowe życie. Takie wydarzenia są wpisane w ludzkie losy, ale trzeba umieć je dostrzegać, odczytywać i rozumieć. Alan przekonuje się o tym nie tylko podczas poznawania Angel, odkrywaniu na nowo relacji ze swoim ojcem, ale i później gdy rusza na trasę i poznaje nastolatkę - Kailamai oraz historię życia i twórczości Korczaka Ziółkowskiego. 

Warto podążać za historią drogi i życiowej przemiany Alana Christoffersena, bo może tam znajdziemy też trochę prawdy o nas samych.


                           Kręte ścieżki

Trzeci tom ,,Dzienników pisanych w drodze" zaczyna być już trochę nużący. Alan Christoffersen wędruje przez kolejne amerykańskie stany w drodze do Key West. Opisuje co jadł, jak wyglądał kolejny hotel, ewentualnie co ciekawego zobaczył po drodze. Jednak, to co przykuwa czytelniczą uwagę, to są spotkania z ludźmi i ich historiami. W tym tomie dowiemy się o przyczynach dla których Pamela - teściowa Alana porzuciła swoją małoletnią córkę McKaly, dlaczego zdaniem polskiego Żyda Leszka, który przeżył obóz zagłady w Sobiborze musimy przebaczać naszym winowajcom oraz na przykładzie życia Analise poznamy czym jest życie w ,,złotej klatce". 

Dla mnie w tym wszystkim wciąż brakuje odpowiedzi, co takiego daje Alanowi ta uporczywa, piesza wędrówka przed siebie. Poznaje kolejnych ludzi, dla których robi coś dobrego, którym zmienia życie, po czym opuszcza ich, by iść dalej...

Tak skonstruowana fabuła, to zapewne zachęta do sięgnięcia po kolejne dwa tomy.



Miejsce dla dwojga

Czwarta część ,,Dzienników pisanych w drodze" jest chyba najmniej ciekawa. Czyta się ją raczej ,,z rozpędu" niż z zaciekawienia. Alan Chritofferson, przemierzający po śmierci żony na piechotę Stany Zjednoczone, ma już kolejną, przymusową  przerwę w wędrówce.  Tym razem musi poddać się operacji usunięcia guza na mózgu. To dla niego czas powrotu do domu rodzinnego w Pasadenie i odbudowania relacji z ojcem. To też po raz pierwszy od rozpoczęcia wyprawy czas na rozważenie tego, co dalej ma robić. Czy jest w stanie odbudować normalne życie, czy jest jeszcze zdolny kogoś pokochać? 

Kolejny tom poza ciekawostkami krajoznawczymi i opisami menu śniadaniowego nie przynosi interesujących i zaskakujących przygód. Jedyna godna uwagi historia dotyczy sensacyjnego wątku pobytu, noclegu i ucieczki z siedziby sekty wyznawców kosmicznej religii. Z pewnością również komentarze ekscentrycznego doktora Schlozmana, jak przyprawa do rozwodnionej zupy, poprawiają nieco walory tej powieści.


Ścieżki nadziei 

Piąty tom opisujący wędrówkę Alana Christoffersena przez Stany Zjednoczone kończy serię ,,Dzienników pisanych w drodze". Główny bohater ma za sobą pięć tysięcy czterysta kilometrów przebytych na piechotę i sporo refleksji do przemyślenia. Czy droga go odmieniała? Na pewno, ale co z tego wyniknęło trzeba doczytać w epilogu. 

Dla mnie piąty tom to przede wszystkim bardzo sugestywny opis umierania w szpitalu ojca głównego bohatera. Jest on jeszcze bardziej przejmujący niż opis śmierci McKeyle w pierwszym tomie. Cała zresztą historia zebrana w pięciu tomach jest próbą opowieści o tym, jak radzić sobie w sytuacji traumy po stracie najbliższych, ukochanych osób. Wydaje mi się, że Alan poprzez pieszą wędrówkę daje sobie czas na odnalezienie utraconych w jakiś sposób osób. Odnajduje prawdę o swoim ojcu i w ten sposób uświadamia sobie jak bardzo go dotychczas krzywdził przez swoje uprzedzenia i pozorne osądy. Odnajduje prawdę o swojej teściowej Pameli, którą też przekreślił nie znając jej historii życia. W końcu zaczyna dostrzegać co dla niego robiła i kim naprawdę była Falene - współpracownica z jego firmy, którą stracił. Alan odnajduje także prawdziwą, bezinteresowną przyjaźń i odkrywa, że pomimo żałoby jest zdolny wzbudzić w sobie miłość. 

,,Dzienniki pisane w drodze" zaczynałem czytać z dużą nadzieją, która jednak słabła z każdym tomem. Miałem takie wrażenie, że główny bohater z każdym kilometrem przybliżającym go do Key West sam nie bardzo wie, po co tam właściwie idzie. O ile początek drogi obfitował w niezwykłe przygody na trasie, to końcówka jest już tylko wyliczanką mijanych barów i kempingów. Mimo wszystko opowieść wciąga i jak się zacznie ją czytać, trzeba dobrnąć przez pięć tomów do końca.

środa, 7 kwietnia 2021


 






Szymon Słomczyński

MIM


To książka, która ma cechy osobowościowe. Jest jak spotkanie z obcym człowiekiem, który chce nam opowiedzieć swoją zagmatwaną historię. Spotykamy się na pogrzebie cioci Wandy. Z początku mam problem z odróżnieniem kto jest kim w rodzinie Łąckich i jakie relacje łączą poszczególnych jej członków. Daniel, Marek, Basia, Jerzy, Beata, Henryk, Olśniewscy, Irena. Do tego dochodzą retrospekcje: Ola, Paweł, Nadzieja, Marysia Kinczyk. To wszystko przytłacza, trochę zniechęca, ale nieznajomy ciągnie dalej swoją opowieść. Wątki stają się coraz bardziej intrygujące, wciągające. Nieznajomy ma na imię Damian i coraz bardziej uzależnia mnie od swojej opowieści. W końcu nie mogę już oderwać się od jego historii, łapczywie żądając dalszego odkrywania kolejnych kart z rodzinnych sekretów. Dlaczego to wszystko jest tak skomplikowane, aż niewiarygodnie pogmatwane? Ale wierzę Damianowi, bo choć nie budzi on mojej sympatii, a wręcz irytuje, to jednak jest postacią z krwi i kości osadzoną w naszej polskiej współczesności. 
Taka jest siła tej książki, niezwykłej, bo opowiedzianej w pewnym słowotoku, natręctwie myśli, z postrzępionymi wątkami, przetykana listami i e-mailami. Niecodzienna historia rodzinna. Tragiczna w swoim wymiarze, ale przez to bardzo realistyczna. Dająca do myślenia nad konsekwencjami swoich czynów, błędów i grzechów.







Marketa Bańkova

DROBIAZG. MIŁOŚĆ W CZASACH GENETYKI


Miłość po czesku, czyli i ,,śmieszno i straszno". Genetyczna odyseja po ludzkich historiach. 

Marketa Bańkova stawia przed czytelnikiem intrygującą hipotezę: co jeśli prawdziwa miłość nie jest uczuciem, a jedynie walką genów o przetrwanie i przetransponowanie się do młodszego nosiciela? 

W książce poznajemy historię młodego studenta genetyki Tomaśa mieszkającego w praskim akademiku, który szukając swoich biologicznych korzeni spotyka się z profesorem Koreśem - geniuszem, patologiem, neurologiem, po części malarzem amatorem, fotografem, a także cudotwórcą i hipnotyzerem jednocześnie. Oboje podczas pogawędki w klubie studenckim ,,Ryba" poznają niejaką Julie w której Tomaś się zakochuje. Jednak zbliżenie się do dziewczyny nie jest takie proste i może pociągnąć za sobą niezbyt pożądane dla bohatera konsekwencje. Tymczasem student Tomaś ma pewien kontrowersyjny koncept naukowy zmierzający do transpondencji swoich genów na myszy. 


Cała fabuła wydaje się niezwykle szalona i choć trąci humoreską, głównie za sprawą współlokatora z pokoju w akademiku - Capa, to jednak pozbawiona jest pewnej lekkości pozwalającej dać się porwać czytelniczej fascynacji. Wydaje mi się, że autorka zbyt serio podeszła do udowadniania swojej genetycznej hipotezy. Paranaukowe wywody wplecione w fabułę nużą i spowalniają tempo akcji. Chociaż to ,,drobiazg", to jednak trochę szkoda.

czwartek, 4 marca 2021


 






Andrij Lubka

KARBID


Jest taka kraina na zachodnio-południowym krańcu Ukrainy, która zwie się Zakarpacie. Niewielu światłych Europejczyków w ogóle zdaje sobie sprawę o jej istnieniu i nie zaprząta sobie umysłów myśleniem o niej. Tymczasem Zakarpatczycy są bardzo europejsko uświadomionymi obywatelami, gdyż jak sami przyznają leżą w samym środku kontynentu na styku czterech granic, kultur i systemów politycznych. Sprytni mieszkańcy pogranicza wykorzystują swoje położenie geograficzne i jak tylko umieją czerpią z tego zyski. Jedni żyją z przemytu inni zaś z jego tropienia i łapówek. Interes musi się wszystkim opłacać. Przemycać można wszystko: benzynę, wódkę, rowery, kiszoną kapustą, Pakistańczyków a nawet krew i organy do transplantacji. Trzeba tylko wiedzieć jak to robić. I tu w tej kombinatorskiej opowieści o przemytniczych inklinacjach Zakarpatczyków pojawia się nauczyciel historii z miasteczka Miedwiediów - Michajłyj Oleksijewicz, którego przezywano Karbidem. On sam zaś na wzór cesarza Tyberiusza i przygranicznej rzeki Tys (Cisy) nazywał siebie Tysem. Jest on ideowcem, któremu obce są przemytnicze interesy jego ziomków. Jego marzeniem jest przede wszystkim integracja Ukrainy z Unią Europejską. A ponieważ Unia nie kwapi się do poszerzenia swych granic na wschód, to Tys wymyślił, że Ukraina sama się z nią zintegruje. Do tego celu miałby służyć tunel, który z Miedwiedowia poprowadzi wszystkich Ukraińców na sąsiednie Węgry. Pomysł ten, ku jego zaskoczeniu znajduje wsparcie w gronie lokalnych przemytniczych bonzów, którzy szybko wprowadzają jego pomysł w czyn. Oczywiście budowlańcom prześwietlają zupełnie inne cele niż Tysowi. 

Książka Andrija Lubki ,,Karbid" ma swój podtytuł: ,,niewiarygodne tragikomiczne przygody pewnego szlachetnego człowieka i całej zgrai łajdaków, którzy szturmowali granicę wodą, niebem i lądem, aż doprowadzili bohatera do podziemnego królestwa cieni". To rzeczywiście szalona fabuła, która w zabawny i lekki sposób opowiada w nieco zakulisowy sposób o niełatwym życiu na ukraińskiej prowincji. Ukraiński sen o zachodniej Europie jest trochę pokrętny, bo z jednej strony każdy marzy o lepszym bycie, ale z drugiej, jak zauważa mer miasteczka, z czego by się wszyscy utrzymywali, gdyby nagle granica zniknęła? 
 Andrij Lubka z powodzeniem czerpie garściami i z prozy Jarosława Haśka, Josefa Škvoreckego, a w nawet wydaje mi się że i z Andrzeja Stasiuka. Dlatego jego opowieść ,,Karbid" wciąga od samego początku po ostatnie zdanie z posłowia. Tylko Mariczki mi szkoda... Bo czemu ona była winna...

poniedziałek, 22 lutego 2021













Carlo A. Martigli

WYBÓR ZYGMUNTA

Wbrew temu co sugeruje okładka i opis reklamowy ,,Wybór Zygmunta" nie jest kryminałem. Owszem na terenie Watykanu dochodzi do tragicznej śmierci dwóch młodych ludzi i doktor Freud przybywa z Wiednia, aby na prośbę papieża Leona XIII próbować dociec, kto za tym wypadkiem stoi, jednak nie to jest głównym motorem fabularnym powieści Carlo Martigliego. A co nim jest? Kardynalskie intrygi na progu spodziewanego konklawe? Erotyczne fantazje Zygmunta Freuda? A może opowieść o ludzkich słabościach, grzeszkach i pysze, którą daje poczucie władzy lub wiedzy zdolnej zdominować innych ludzi?
Pomijam fakt zbyt wykombinowanej przez autora koncepcji powołania przez zwierzchnika Kościoła Katolickiego żydowskiego ateistę, członka masonerii na eksperta mającego zbadać psychikę i podświadomość potencjalnych kandydatów na tron piotrowy. Na dodatek Freud ma możliwość podsłuchiwania kardynałów podczas konklawe. Fantastyka rodem z prozy Dana Browna.
Bohater powieści przybywa do Watykanu, ustawia swoją słynną kozetkę i od razu przystępuje do powierzonej mu misji próbując poddać psychoanalizie sny trzech wpływowych kardynałów. I tu niestety powieść grzęźnie fabularnie, gdyż czytelnik nie wie dokładnie do czego austriacki lekarz psychiatra zmierza. Z jego analizy nic nie wynika i wyniknąć nie zdoła. Więcej dowiadujemy się o rodzajach cygar i gatunkach tytoniu niż o postępach w śledztwie. Freuda zaczyna męczyć seksualna abstynencja, więc próbuje dać jej upust na różne sposoby. Dopiero zakończenie książki przynosi nieco ożywienia i ukazuje w pełni o czym naprawdę była ta powieść. Podoba mi się przewrotny koncept ukazujący machinacje w jakie został wplątany nieświadomie główny bohater. Początkowo zadufany w swoją genialność i nieomylność Zygmunt Freud ma wrażenie, że to on jest panem sytuacji. Dopiero po wyjeździe z Rzymu dociera do niego jak bardzo został zmanipulowany i wykorzystany przez mistrzów politycznych rozgrywek. Ten plus powieści przysłania wszystkie jej niedoskonałości. Warto przemęczyć się i doczytać do końca.

środa, 3 lutego 2021


 Jo Nesbo

NÓŻ

Po prostu Jo Nesbo! I to już by mogło wystarczyć za rekomendację kolejnej powieści kryminalnej o przygodach komisarza Harrego Hole z policji w Oslo. A jednak ,,Nóż", dla zagorzałych fanów norweskiego kryminału wydaje się jakby ciut mniej przyprawiający o dreszcze emocji. Może dlatego, że tym razem zamiast w świat przerażających morderców czytelnik musi zanurzyć się w mroczne zakamarki przesiąkniętej alkoholizmem duszy samego Hola.
Komisarz boleśnie przeżywa rozstanie ze swoją żoną - Rakel. Być może chciałby do niej wrócić, ale ona niestety zostaje zamordowana w swoim domu. Ktoś wbił jej nóż. Podejrzanych jest kilka osób, ale poszlaki dotyczące tej zbrodni coraz bardziej zacieśniają się wokół samego Harrego Hole. A on nie pamięta co robił w noc zabójstwa. Był pijany do nieprzytomności.
Jo Nesbo tak, jak w poprzednich częściach wodzi czytelnika mnożąc kolejne wątki i zapuszczając coraz więcej wątpliwości. Wszystko po to, by w finale zaskoczyć i puścić szelmowskie oczko: ,,tego się nie spodziewaliście". Wspaniałe, jak zwykle genialne... tylko trochę już schematyczne i trochę jakby zbyt wydumane, a nawet wyciśnięte na siłę. Na szczęście tylko trochę...

wtorek, 2 lutego 2021


 






Jakub Ćwiek

TOPIEL

Powódź ma to do siebie, że pojawia się stopniowo. Obserwuje się narastanie wody w rzece, która w końcu wylewa i niszczy wszystko co spotka po drodze. Po fali powodziowej wraca życie, ale pewnych rzeczy nie da się już odtworzyć. O tym właśnie jest powieść Jakuba Ćwieka ,,Topiel". 

Na kanwie autentycznych wydarzeń z lipca 1997 roku śledzimy losy czterech nastolatków: Józka, Kacpra, Darka i Grześka, którzy spędzają wakacje w Guchołazach. Nie są to typy ugrzecznionych chłopców z tzw. dobrych rodzin. Ich wybuchowe charaktery, łobuzerskie popisy i kombinatorstwo, jak narastająca fala prowadzić musi do jakieś tragedii. Od początku książki wiemy, że opowieść zakończy się tragiczną śmiercią jednego z nich. Tylko którego i z jakiego powodu? To właśnie dramatyczne spoiwo trzyma czytelnika w nieustannym napięciu aż do finałowego rozwiązania.

Dużo w tej książce wspominkowych historii z dzieciństwa samego autora. Myślę, że dla niego to bardzo ważne fabularne odniesienie, dla czytelnika, który szuka wartkiej akcji - już niekoniecznie. Pewne sprawy, zwłaszcza te kryminalne wydają się trochę zbyt naciągnięte i wydumane. Sam finał też jakoś zbyt powierzchownie podany nie daje odpowiedzi na nurtujące pytanie: i co dalej? 

Pomimo tych drobnych ułomności warsztatowych warto po książkę sięgnąć, zwłaszcza tym, którzy pamiętają, albo kojarzą z opowieści słynną powódź tysiąclecia z 1997 roku.