niedziela, 24 maja 2020














Sharon Bolton

ULUBIONE RZECZY


Motyw Kuby Rozpruwacza był już w literaturze i filmie wałkowany niezliczoną liczbę razy. Tym razem Sharon Bolton wciąga nas w intrygę dziejącą się współcześnie w Londynie. Ktoś zaczyna mordować kobiety, a sposób ich uśmiercenia oraz zbieżność dat zaczyna przypominać historię tajemniczego mordercy grasującego pod koniec XIX wieku w dzielnicy Whitechapel. Policja wkracza do akcji wciągając w śledztwo młodą policjantkę Lacey Flint, która wydaje się, że całkiem przypadkowo, była świadkiem pierwszego morderstwa.


Wielkością tej powieści nie jest jednak skupienie się na makabrycznych zbrodniach i rysowaniu psychologicznego portretu mordercy. To jakby drugi plan. O wiele ważniejsze jest dziwne zachowanie głównej bohaterki Flint, która zarówno przed śledczymi, jak i przed czytelnikami powieści, ma coś istotnego do ukrycia.
Sharon Bolton napisała bardzo dobry kryminał, który się szybko pochłania. A kiedy w połowie książki zaczynamy się domyślać zakończenia, to trzeba mieć świadomość, że autorka zostawiła nam na koniec kilka ,,smakowitych" kąsków, które potrafią zaskoczyć. Właśnie dla takich rzeczy warto sięgać po dobre kryminały.

niedziela, 10 maja 2020














Arnaldur Indridason

JEZIORO

Z jeziora Kleifarvatn niedaleko Reykjaviku wydobyto szkielet mężczyzny z dziurą w czaszce. Policja ma tylko dwie poszlaki: ciało leżało w wodzie ponad trzydzieści lat i zostało obciążone zepsutym radzieckim aparatem podsłuchowym. Czyżbyśmy mieli do czynienia z aferą szpiegowską z czasów zimnej wojny? Do wyjaśnienia zagadki rusza dziarska ekipa islandzkich policjantów: Erlendur, Sigurdur Oli i Elinborg... I tu niestety przez następne strony powieści wieje nudą. Kryminał Arnaldura Indridasona toczy się ospale, bez nagłych  zwrotów akcji, bez sensacji, bez szczypty adrenaliny. No, bo jak przyznają sami policjanci, nikt nigdy nie słyszał, żeby jakiś Islandczyk był kiedykolwiek szpiegiem. I gdyby nie przeczucie Erlendura, który ugania się w poszukiwaniu zaginionego trzy dekady wcześniej kołpaka od czarnego forda falcona, zagadka tożsamości trupa z jeziora pewnie nigdy by się nie wydała. 
O wiele ciekawsza jest retrospektywa wydarzeń z 1956 roku, które mają miejsce na uniwersytecie w Lipsku w NRD. Grupa islandzkich studentów, socjalistycznych ideowców musi stawić czoła okrutnej rzeczywistości komunistycznego reżimu. 
Książka, jak na kryminał nie jest szczególnie porywająca. Bardziej ciekawe są poboczne wątki socjologiczne ukazujące  problemy samotności Islandczyków i ich chyba mocno depresyjną naturę północnomorskich wyspiarzy.