poniedziałek, 31 sierpnia 2020


 










Jonathan Caroll

CYLINDER HEIDELBERGA

Zbiór ośmiu opowiadań (plus bonus) autorstwa Jonathana Carrolla. Co je łączy? Wydaje mi się, że jedna okoliczność - sytuacje i rzeczy niespodziewane.  Lubimy żyć w przewidywalnym, racjonalnym świecie. Wszystko daje się jakoś wytłumaczyć. A co się stanie w przypadku, gdy po zakupie taniego kapelusza u Chińczyka bohater nagle stanie się sławną, rozpoznawalną przez tłumy fanów osobą? Co w sytuacji, gdy Amerykanin odwiedzający Warszawę przekonuje się, że zaczepiana przez niego w tramwaju urocza nieznajoma zna całe jego życie? Nastolatek 
Charlie wybiera się z kolegami na imprezę do Brendy. Zamiast jednak dobrej zabawy jest świadkiem morderstwa. Syn zakładając drogi garnitur swego zmarłego ojca poznaje przypadkiem jego drugie, sekretne życie.  Sytuacje niespodziewane, które zaskakują, co do których trudno jest się ustosunkować. 
Najlepsze są jednak dwa ostatnie opowiadania: ,,Ryby z armaty" i ,,Cylinder Heidelberga". Autor wprowadza nas w inny wymiar rzeczywistości, a w zasadzie w zaświaty. Czy możemy sobie wyobrazić istnienia biura do spraw rzeczy zapomnianych, które należy sobie przypomnieć tuż przed śmiercią? Albo co by się stało, gdyby piekło okazało się zbyt przeludnione i szatan zmuszony byłby do odsyłania potępionych dusz z powrotem na ziemię? Niespodziewane, zaskakujące... Dlatego warto zanurzyć się w tę lekturę, żeby wraz z bohaterami dać się trochę zaskoczyć i puścić wodze fantazji, co by było gdyby i mnie spotkała taka przygoda...


 








Douglas Preston, Lincoln Child

OBSYDIANOWA KOMNATA

Niegdyś na dworcach kolejowych w kiosku ,,Ruchu" można było kupić tanie czytadło, najczęściej jakiś kryminał, który ,,pochłaniało" się na raz w czasie podróży. ,,Obydianowa komnata" autorstwa duetu Preston & Child to właśnie tego typu literatura. Niewyszukana intryga, byleby tylko dużo się działo, szybkie tempo akcji i happy end. Kończysz czytać i zastanawiasz się w zasadzie o czym była ta książka? 
Super agent FBI Pendergast zawsze wychodzi cało z każdej opresji, więc nie musimy specjalnie bać się o jego losy. Tymczasem jego alter ego - złowrogi brat Diogenes knuje kolejną przewrotną intrygę, która ma na celu porwanie ukochanej Pendergasta - Constance.  Sprawy się nieco komplikują, bo Constance myśli, że Pendergast nie żyje, a Diogenes nie przewidział, że jego brat jest już na jego tropie.
Czytelnicza guma do żucia, która z początku smakuje, ale w sumie nie przedstawia sama w sobie żadnych wartości.  Żujesz i wypluwasz...

Ps.
Szkoda, że początkowy wątek pościgu służącego Proctora za porwaną Constance urywa się w najciekawszym momencie i czytelnik nie ma szans dowiedzieć się co działo się dalej. Ale to może fabuła na następną część wypocin autorstwa duetu Preston & Child.



 








Michaił Bułhakow

MISTRZ I MAŁGORZATA


,,Mastier i Margarita" to klasyka literacka do której warto powrócić po latach. W moim przypadku to prawie trzy dekady. Dziś już mnie ta powieść tak nie zachwyca jak w okresie przed maturą. Nie mniej wdzięczny jestem Bułhakowowi, że dzięki tej książce zaczęła się moja fascynacja literaturą rosyjską. Karykaturalnie obmalowany obraz środowiska literackiego doby wczesnego komunizmu po dziś dzień budzi moją wesołość. Domyślam się jedynie, że ze strony autora mogła być to zawoalowana reakcja na opresyjny charakter stalinowskich rządów. 

Zgadzam się z tymi czytelnikami, którzy uważają, że powieść jest nierówna, miejscami może i trochę nużąca oraz niekonsekwentna w sposobie narracji. Trzeba jednak pamiętać, że Bułhakow tworzył ją przez dwanaście lat. Sklejał zapewne ze zlepków różnych pomysłów i zmieniał pod wpływem chwilowego natchnienia. Całość dała oryginalny koncept na odwiedziny w ateistycznej Moskwie szatana i jego świty. Większość ówczesnych światłych inteligentów - komunistów, wszelkiej maści aparatczyków, pseudo-literatów nie wierzy w Boga, a przynajmniej ,,zapomniało" już o swojej religijności. Tymczasem na ulicach pojawia się szatan, czyli kusiciel, zły duch, który urządza sobie jawną kpinę z ateistycznej ideologii. To także demaskacja komunistycznej doktryny, która w ówczesnych latach głosiła, że Związek Sowiecki - państwo rządzone przez klasę robotniczą - jest najszczęśliwszym miejscem na ziemi. Tymczasem w owym raju sprawiedliwości społecznej panują stare ludzkie grzechy i przywary: chciwość, zazdrość, pycha, kłamstwo. To wszystko obśmiewa Bułhakow.

Żal jedynie mam autorowi, że w książce zarówno miłość, jak i dobro są uzależnione od zła. Tylko szatan daje jakoby nadzieję na lepszy świat. I w tej logicznej niekonsekwencji grzęźnie niestety fabularne zakończenie. Chyba, że uwierzymy w słowa Mefistofelesa z ,,Fausta": Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni.

niedziela, 9 sierpnia 2020

 Jedną z podstawowych zasad pisania dobrego kryminału jest wprowadzenie wielu wątków i fałszywych tropów, by na koniec zaskoczyć czytelnika niespodziewanym rozwiązaniem kryminalnej zagadki. Maria Adolfsson w swojej debiutanckiej powieści chciała zapewne wykorzystać tą ,,złotą" zasadę. Udało jej się to połowicznie. 

Mamy więc kolejny skandynawski kryminał, którego akcja współgra z surowym klimatem wymyślonych przez autorkę wysp doggerlandzkich. Mamy panią komisarz Karen Eiken Hornby trochę znudzoną życiem, stosunkami panującymi w pracy i brakiem doceniania jej kwalifikacji zawodowych. Pani komisarz po nocnej imprezie alkoholowej związanej z lokalnym świętem Oistra budzi się rano w hotelowym pokoju obok swojego, niezbyt lubianego szefa. O tej przykrej dla niej wpadce chciałaby jak najszybciej zapomnieć. Niestety, tego samego dnia dowiaduje się o zamordowaniu byłej żony swojego szefa - Susanne Smeed. W zasadzie Karen jest jedyną osobą, która mogłaby dać byłemu mężowi Susanne alibi. Wtedy jednak musiałby przyznać się do romansu ze swoim szefem. Mamy zatem ciekawy początek. Dalej niestety akcja grzęźnie, tak samo jak niemrawo prowadzone śledztwo. Komisarz Karen Hornby ma jednak przeczucia, że winnego zbrodni trzeba szukać w mrokach przeszłego życia zamordowanej. W ten sposób trafiamy w retrospekcji do hipisowskiej komuny, którą w latach 70-tych próbowało założyć na wyspie kilka przybyłych ze Szwecji i Danii par młodych ludzi. Tu niezbyt uważny czytelnik zaczyna gubić się w gąszczu skandynawskich imion i nazwisk z trudem próbując dopasować koligacje i ich znaczenie dla dalszych losów bohaterów powieści. Na szczęście końcówka książki zgodnie ze ,,złotą" zasadą zaskakuje niebanalnym rozwiązaniem, jednocześnie wyprowadzając czytelnika z  wątpliwości kto jest kim i dla kogo.

Powieść ma niewątpliwie klimat znany z innych skandynawskich kryminałów. Akcja jednak nie porywa i intrygującą zagadkę ,,kto zabił i dlaczego" przesłaniają osobiste problemy i traumy komisarz Karen Hornby. Jednym zdaniem powieść jako opis niełatwego życia na wyspach doggerlandzkich jest interesująca, intryga kryminalna już nie tak bardzo.