Mamy więc kolejny skandynawski kryminał, którego akcja współgra z surowym klimatem wymyślonych przez autorkę wysp doggerlandzkich. Mamy panią komisarz Karen Eiken Hornby trochę znudzoną życiem, stosunkami panującymi w pracy i brakiem doceniania jej kwalifikacji zawodowych. Pani komisarz po nocnej imprezie alkoholowej związanej z lokalnym świętem Oistra budzi się rano w hotelowym pokoju obok swojego, niezbyt lubianego szefa. O tej przykrej dla niej wpadce chciałaby jak najszybciej zapomnieć. Niestety, tego samego dnia dowiaduje się o zamordowaniu byłej żony swojego szefa - Susanne Smeed. W zasadzie Karen jest jedyną osobą, która mogłaby dać byłemu mężowi Susanne alibi. Wtedy jednak musiałby przyznać się do romansu ze swoim szefem. Mamy zatem ciekawy początek. Dalej niestety akcja grzęźnie, tak samo jak niemrawo prowadzone śledztwo. Komisarz Karen Hornby ma jednak przeczucia, że winnego zbrodni trzeba szukać w mrokach przeszłego życia zamordowanej. W ten sposób trafiamy w retrospekcji do hipisowskiej komuny, którą w latach 70-tych próbowało założyć na wyspie kilka przybyłych ze Szwecji i Danii par młodych ludzi. Tu niezbyt uważny czytelnik zaczyna gubić się w gąszczu skandynawskich imion i nazwisk z trudem próbując dopasować koligacje i ich znaczenie dla dalszych losów bohaterów powieści. Na szczęście końcówka książki zgodnie ze ,,złotą" zasadą zaskakuje niebanalnym rozwiązaniem, jednocześnie wyprowadzając czytelnika z wątpliwości kto jest kim i dla kogo.
Powieść ma niewątpliwie klimat znany z innych skandynawskich kryminałów. Akcja jednak nie porywa i intrygującą zagadkę ,,kto zabił i dlaczego" przesłaniają osobiste problemy i traumy komisarz Karen Hornby. Jednym zdaniem powieść jako opis niełatwego życia na wyspach doggerlandzkich jest interesująca, intryga kryminalna już nie tak bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz