piątek, 27 grudnia 2024


 






Krzysztof Pyzia

WYSZŁO JAK ZWYKLE... ROZBRAJAJĄCA HISTORIA POLSKI

Sięgając po tę książkę miałem spore nadzieje na pasjonującą przygodę czytelniczą... Tymczasem można by rzec, że... wyszło jak zwykle. Lekkie rozczarowanie.

Sam pomysł dziennikarski na ,,rozbrajającą historię Polski" wydawać by się mógł niezwykle pociągający i przykuwający uwagę każdego, kto historią choć trochę się interesuje. Zawsze uważałem, że o naszych dziejach narodowych nie koniecznie trzeba się uczyć z podręczników szkolnych i to z nabożną czcią stawiając na piedestale pomnikowe wręcz postacie naszych władców. O wiele ciekawiej przedstawiają się fakty historyczne, gdy patrzymy na tych bohaterów jak na zwykłych ludzi z ich słabościami, wadami, śmiesznostkami. Taka lekcja historii pół żartem, pół serio odczarowuje pomnikowe hołdy. Wydaje mi się, że taki oto cel przyświecał autorowi. Historia na wesoło. Można jednak przedobrzyć...

Zupełnie nie przypadł mi do gustu styl autorskiej narracji. Być może poziom żartów miał być adresowany do czytelników w wieku szkolno-licealnym? Niektóre przedstawione historie rzeczywiście były interesujące i warte wydobycia na światło dzienne, ale pewnych błędów faktograficznych przełknąć nie mogę. Powstanie styczniowe rozegrało się już po śmierci Adama Mickiewicza, a nie za jego żywota (s. 231). Do trzech narodowych wieszczy zaliczamy z pewnością Mickiewicza, Słowackiego, ale o jakimś "Kraińskim" (s. 229) w życiu nie słyszałem. Można się też przyczepić do licznych błędów pozostawionych przez niestaranną korektę (powtórzenia wyrazów, niespójne zdania, błędy językowe).

Trudno, książka wydana i poszła w świat. Zatem zgodnie z przekonaniem autora wypada nam jedynie zaśpiewać na koniec: ,,Nic się nie stało, Bellona, nic się nie stało"!

poniedziałek, 9 grudnia 2024

 











Norman Lewis

GŁOSY STAREGO MORZA. 

W POSZUKIWANIU UTRACONEJ HISZPANII


Są wyjątkowe książki, które potrafią czarować swoją opowieścią. Norman Lewis zaczarował mnie nostalgiczną historią o starej, utraconej w zapomnieniu Hiszpanii.

Dziś słowa ,,Costa Brava" korzą się jednoznacznie z plażą, hotelami pod palmami i tłumem turystów. Nie zawsze jednak tak było. Do wczesnych lat 50-tych XX wieku hiszpańskie wybrzeże było domem dla biedujących rybaków i ich rodzin utrzymujących się z tego, co ofiarowywało im morze. Angielski reporter Norman Lewis trafił do takiego miejsca w ważnym i przełomowym momencie. Stara tradycja rybacka, historia ludzi związanych z morzem zaczyna być wypierana i niszczona przez dynamicznie rozwijającą się turystykę.

Dwie wioski - rybacka Farol i rolnicza Sort mieszczą się na końcu hiszpańskiego świata. Nie ma do nich nawet porządnej drogi. Ich mieszkańcy nigdzie specjalnie nie wyjeżdżają, bo po co? Nie wiele też osób tam dociera. Udało się to Lewisowi, który zakochał się w tym miejscu i trzykrotnie wracał w sezonie letnim by pomagać przy połowie ryb.

Czytając ,,Głosy starego morza" można się dać ponieść wspaniale prowadzonej fabule na tyle, że zatraca się poczucie realności. Opisywane historie brzmią czasami jak bajka: trup syreny zdobiący jedyny bar w Farol, Babcia rządząca całą wioską, kucharka Carmela z żółtego domku ukrywająca przed światem swoją niepełnosprawną umysłowo córkę, Curandero - wędrowny szaman wskazujący gdzie i kiedy należy rozpocząć łowienie sardynek, Don Ignacio - ksiądz, który zamiast odprawiać msze wolał wymykać się na wykopaliska antycznych artefaktów, karłowaty konował zwany Doktorem Uwodzicielem, będąca na etacie wioskowej kochanicy Maria Cabritas przepędzająca kozy parasolką...

Reportaż Lewisa ratuje od zapomnienia świat, który już zniknął, który nie miał szans na przetrwanie. Zniknęła jego wyjątkowość, czar i magia miejsca. Dlatego tę książkę tak dobrze się czyta. Dlatego, tak jak za nostalgicznym wspomnieniem, również i za tą opowieścią po prostu się tęskni.

poniedziałek, 25 listopada 2024









Olga Gitkiewicz

NIE ZDĄŻĘ

Zdjęcie pustego przystanku z okładki samo w sobie mówi więcej niż tysiąc słów recenzji. Kilka milionów Polaków codziennie mierzy się w naszym kraju z tak zwanym wykluczeniem komunikacyjnym. Tysiące wiosek, ba nawet mniejszych miasteczek nie ma regularnych połączeń komunikacyjnych: ani kolejowych, ani autobusowych. Autorka reportażu - Olga Gitkiewicz próbuje dotrzeć do owego ,,jądra ciemności" i stara się odpowiedzieć na pytanie - dlaczego?


Dlaczego przed rokiem 1989 sieć kolejowa w Polsce liczyła ponad dwadzieścia sześć tysięcy kilometrów torów, a dziś zaledwie osiemnaście tysięcy? Dlaczego upadł system połączeń PKS-u? I w końcu dlaczego bardziej opłaca się nam jeździć samochodem niż pociągiem?

Szczerze, to najbardziej w reportażu intrygowały mnie historie ludzi, którzy muszą się mierzyć z trudnościami związanymi z codziennym dojazdem do pracy, do szkoły, do lekarza. To o nich jest tytuł ,,Nie zdążę". Końcowe rozdziały o katastrofie państwa ,,Pekap" były już nużącą lekturą.

Książka nie napawa zbytnim optymizmem. Ale czy rzeczywiście jest aż tak źle? Reportaż prezentuje stan rzeczy na rok 2019, a od tego czasu, dzięki unijnym funduszom trochę jakby się zmieniło. Chyba na lepsze. Wciąż są i działają ludzie, pasjonaci, uparci maniacy którzy próbują ten stan rzeczy naprawiać. Ale to już zapewne temat na inny reportaż.

niedziela, 17 listopada 2024


 







Jakub Małecki

RDZA

Jakub Małecki zabiera nas w długą podróż po nieoczywistych życiorysach zwyczajnych zdawać by się mogło ludzi, którzy za swoje miejsce na ziemi obrali małą wioskę Chojny koło Kłodawy. ,,Rdza" bowiem to nie tylko historia osieroconego Szymka i jego babci Tośki. To także osobiste historie i tragedie Budzika i jego ojca Andrzeja, którzy zmagali się z rozrastającą się topolą, Sabiny co listy do Józka z Kłody pisała, Michała, który świat chciał słuchać przez stetoskop, Julki Dusznej porzuconej w dniu ślubu przez rudego Rocha oraz Elizy co studia w Kijowie rzuciła i zamiast za Gracjana Knopa zwanego Hołowczycem wyszła za mąż za Telesfora Brzyziaka.

Jak to w życiu, losy bohaterów splatają się ze sobą, przenikają, wpływają jedne na drugich. Małecki ma dar prowadzenia ciekawej, intrygującej narracji. Czujemy podskórnie, że za każdą historią, za każdym niedopowiedzeniem, urwanym zdaniem jest jakiś głębszy sens.

Jak rdzą pokrywa się żelazo, tak bohaterowie powieści obrastają kolejnymi warstwami upływającego czasu, który niepowstrzymanie kruszy ich i pozostawia nieodwracalne ślady. Trochę to smutny obraz wywołujący wrażenie, że żaden z opisanych bohaterów nigdy nie był szczęśliwy.

Tak na marginesie. Mój zachwyt ,,Rdzą" wynika może też i po części z faktu, że główni bohaterowie noszą to samo nazwisko co moje. To trochę tak, jakbym czytał własną sagę rodzinną.

czwartek, 7 listopada 2024


 







Miguel Angel Montero

CZŁOWIEK KTÓRY BAŁ SIĘ ŻYĆ

Zawsze uważałem, że problemy należy wychodzić. Piesza wędrówka, jako sposób na przewartościowanie swoich dotychczasowych poglądów na życie był i jest chwytliwym lejtmotywem zarówno w literaturze, jak i w filmie. Książka ,,Człowiek który bał się żyć" trafiła do moich rąk akurat w takim momencie, w którym jej bardzo potrzebowałem.

Przechodzimy różne kryzysy życiowe. Nieraz potrafimy z nimi walczyć, czasem się opieramy, a niekiedy, niestety poddajemy się i popadamy w rezygnację. Czterdziestojednoletni Marcos bohater książki wydaje się, że wybrał tą trzecią opcję. Przed całkowitym upadkiem ratuje go tajemniczy Samin, który proponuje mu siedmiodniową pieszą wyprawę na Camino, czyli pielgrzymkową drogę świętego Jakuba do Santiago de Compostela. Wędrówka ma przede wszystkim oczyścić jego umysł, otworzyć na wartości uniwersalne jak piękno, miłość, przyjaźń. To siedem dni, które zmieni całe jego życie.

Mini powieść, czy też bardziej przypowieść Miguela Angelo Montero nie była dla mnie lekarstwem, nie chwyciła jakoś mocno za serce, nie zaczarowała. Ot, zbiór mądrościach porad jak żyć, żeby chciało się żyć. Warto jednak doczytać książkę do ostatnich słów, żeby zrozumieć jej całościowe przesłanie. Dopiero pod koniec czytania poczułem to podskórne mrowienie, że jednak ta opowieść miała jakiś przekaz też i do mnie.

Jednak moje Camino wciąż na mnie czeka.

niedziela, 3 listopada 2024









Paula Barbato

NA ZŁEJ DRODZE

Noc 14 marca. Autostrada A1 z Mediolanu do Orte pod Rzymem. Dla Giosciua to kolejne, rutynowe zlecenie kurierskie. Przewieźć paczkę, o nic nie pytać, jechać ostrożnie nie rzucać się w oczy policji drogowej. Tylko tyle i aż tyle... Wszystko potoczyłoby się jak zwykle, gdyby nie to, że paczka zaczęła przeciekać. Przeciekała krwią, a Giosciua postanowił sprawdzić jej zawartość...

Tak. Tak powinien zaczynać się dobry thriller, powieść sensacyjna, rasowy kryminał. Wie o tym autorka Paola Barbato, czyli jak głosi napis na okładce ,,włoska mistrzyni thrillera". Czy jednak intrygujący początek może mieć dalszą fascynującą fabułę? Oj, tu bym nie był taki pewien...

Tak jak nużąca może być nocna jazda autostradą, tak wydaje mi się, że znużyła mnie ta cała historia. Owszem, są zawrotki na autostradzie i zwroty akcji, fiat doblo przyśpiesza i akcja też nabiera tempa. Pojawiają się kolejne trupy i narasta napięcie. Kończy się noc i czas się kurczy. Ale...

Ale ile można się rozwodzić na temat sposobu przepakowania paczki do nowego pudełka? Ile stron można poświęcić na opis desperackiego przebiegania po pasach autostrady? Po co tracić czas na opis genealogii rodziny Giosciui (nie wiem, jaka jest poprawna odmiana tego imienia)?



Plusy, minusy jakby się równoważą. "Na złej drodze" nie jest błyskotliwym, pasjonującym thrillerem, ale też nie jest na tyle zły, żeby go nie polecać.

środa, 23 października 2024

 












Kuba Benedyczak

ODDZIAŁ CHORYCH NA ROSJĘ. OPOWIEŚĆ O ROSJANACH CZASÓW PUTINIZMU


Potocznie mówi się, że Rosja jest dziś ,,chorym człowiekiem Europy". Dziennikarz i miłośnik rosyjskiej kultury Kuba Benedyczak postanowił postawić diagnozę na co chorują obywatele największego kraju na świecie. Jego opowieść o Rosjanach czasu putynizmu jest dość przerażającym opisem całego zespołu syndromów psychicznych zwichrowań, które dotykają postsowieckie społeczeństwo. Już same nazwy kolejnych rozdziałów przyprawiają o gęsią skórkę na ciele: Nekrofilia, Apatia, Zespół Stresu Pourazowego, Masochizm, Alzheimer, Kompleks Mesjasza, Zaburzenia Urojeniowe.

Czy ów ,,chory człowiek Europy" zmagający się z tak licznymi dolegliwościami może jeszcze normalnie funkcjonować? Okazuje się, że jak najbardziej, bo to uzależniony kokainista. Zdaniem autora wystarczy mu co jakiś czas zaserwować przez obecną władzę na Kremlu kreskę kokainowego imperializmu i... ,,Urrra! Wpieriod na zapad!" Stąd właśnie bierze się geneza wszystkich konfliktów zbrojnych w które z taką chęcią angażuje się rosyjskie państwo.

Książka może być trudna w odbiorze. Zaczynałem ją czytać z wielkim zaciekawieniem okraszonym odrobinką rozbawionego uśmieszku. Kuba Benedyczak jednak bez językowej ogłady przywala czytelnikowi prosto z mostu obuchem paranoicznych wizji, które wyłaniają się z opowieści jego rosyjskich rozmówców. Kolejne rozdziały zaczynają przypominać zapadanie się w coraz większej maglinie, jaką jest świat psychicznie chorego pacjenta pogrążonego w licznych aberracjach. Uśmieszek znikał z mojej twarzy, a zastępowało go podskórne mrowienie. Odkładałem czytanie i wracałem do niego po kilku dniach.

Dwa słowa jeszcze o ostatnim rozdziale: Rosja Nic osobistego? To kolejne w tej książce potężne uderzenie młotem w głowę. Chyba po to by jeszcze długo dźwięczało ono w pamięci.

Książka jest trudna, ale bardzo dziś potrzebna, żeby zrozumieć rosyjskie społeczeństwo. Nie rosyjską duszę - to zupełnie inne zagadnienie, choć nieobce również w książce Benedyczaka. Imperialna kokaina mami i wprowadza w obłęd. Czy jest na to lekarstwo? Czy można zastosować odwyk? Tu powinny pojawić się trzy kropki niedopowiedzenia...
Ci jednak niepoprawni optymiści z kręgu zachodniej kultury, którzy myślą że jest to możliwe, że wojna w Ukrainie zmieni rosyjskie społeczeństwo powinni właśnie sięgnąć po lekturę tej książki. Może przejrzą na własne oczy.

niedziela, 13 października 2024

 









Michelle Frances

MÓJ CHŁOPAK

Amy traci pamięć w wyniku wypadku na ulicy. Nie pamięta niczego z ostatnich sześciu miesięcy. Tym bardziej z zaskoczeniem dowiaduje się, że ma chłopaka o imieniu Jack, który jest lekarzem pediatrą, z którym to dwa miesiące wcześniej spędziła romantyczne święta Bożego Narodzenia we włoskim kurorcie. Nie ma jednak żadnego jego zdjęcia w telefonie, ani nie pamięta jak wygląda. Po wyjściu ze szpitala Amy wraz z dwoma swymi przyjaciółkami i matką zamierza świętować swoje trzydzieste urodziny w szwajcarskiej posiadłości swojej bogatej matki chrzestnej. Niespodziewanie w ostatniej chwili w alpejskiej rezydencji zjawia się również Jack. Wszyscy są oczarowani szarmanckim panem doktorem. Wszyscy oprócz Amy. Dla niej Jack jest zupełnie obcym człowiekiem. Coś jej się nie zgadza...

Typowy thriller, który brzmi jakby znajomo. Takie ,,Ja cię kocham, a ty śpisz", tylko z odwróconymi rolami i z budującym napięcie suspensem. Ośnieżony, odcięty chwilowo od świata alpejski domek, cztery kobiety i on piąty. Kto ma rację, a kto oszalał? Co jest prawdą, a co urojeniem?

Michelle Frances, jako scenarzystka BBC potrafi budować napięcie. Trzeba przyznać, że książkę czyta się szybko i z zaciekawieniem. Oczywiście zakończenie musi być inne od tego niż byśmy się spodziewali. Czy jednak finał wywołuje efekt ,,wow"? Nie dla mnie... Tu niestety pojawia się moje rozczarowanie. Zostaje z pytaniem, kto tak naprawdę był głównym bohaterem powieści?

Dopiero w Podziękowaniach autorka, powołując się na własne doświadczenia życiowe uchyla rąbka tajemnicy o co tak na prawdę jej chodziło w pisaniu tej książki. Dla mnie lekki niedosyt.

czwartek, 3 października 2024

 











Blaine Harden

URODZONY W OBOZIE NR 14

Trudno oceniać książkę, która jest opisem niewyobrażalnego okrucieństwa jakim są obozy pracy w Korei Północnej.

Shin Dong-hyuk, jak tysiące podobnych mu dzieci miał pecha przyjść na świat w obozie pracy nr 14 na północ od stolicy Pjongjangu. Nie znając innego życia, jak tylko te za drutami poddawany był od urodzenia odhumanizowanej doktrynerskiej ideologii skazującej go na bycie posłusznym niewolnikiem, w którym nieustannie buzował jeden zwierzęcy instynkt: zapanować nad głodem i najeść się do syta. Gotów był na okradanie z jedzenia własnej matki i wydanie jej strażnikom za to, że próbowała ucieczki. Sam doświadczając tortur, głodu, ciężkiej pracy i przenikliwego zimna zdawał się być posłusznym, pozbawionym jakiejkolwiek nadziei więźniem. Dopiero spotkanie z innym skazanym Park Young Chul otworzyło mu oczy na inny świat, który istniał na wolności. W głowie Shina zrodził się plan ucieczki do Chin. Ryzykując życiem, przy dużej dawce szczęścia plan ten udało mu się z powodzeniem wdrożyć w życie. Czy jednak ucieczka na wolność i przyjazd do Korei Południowej a potem do Stanów Zjednoczonych był kresem jego tragicznych losów? Czy można zacząć układać sobie życie na nowo nie mając oparcia w rodzinie, nie znając uczucia miłości, nie potrafiąc funkcjonować w demokratycznym społeczeństwie?

Książka poraża opisami okrucieństwa jakie panuje w obozowej rzeczywistości. Mamy tu jednak lekką dozę niepewności, czy bohater reportażu do końca mówi nam prawdę. Sam przyznaje się do zmiany różnych wersji wydarzeń, zwłaszcza tych dotyczących matki. Trudno też stwierdzić, czy książka kończy się happy endem. Przypadek Shina to opis skomplikowanej osobowości człowieka, który nie potrafi lub z wielkim trudem buduje swoją nową tożsamość. Język narracji autorstwa dziennikarza „Washington Post” Blaine’a Hardena, który spisał relacje Shina też nie jest najwyższych lotów. Może to wina złego tłumaczenia?

Książką pozostaję wstrząśnięty, ale zamykam ostanie jej strony z mieszanymi uczuciami. 

poniedziałek, 30 września 2024


 







Sam Knight

BIURO PRZECZUĆ. 

Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość


Wielu z nas ma różne przeczucia. Najczęściej dotyczą one nas samych. Czy można jednak przeczuwać zbliżające się katastrofy, wypadki lub czyjś zgon? A co jeśli owe przeczucia się sprawdzają?
Zawiłości owych zagadnień próbował w naukowy sposób zbadać w latach 60-tych XX wieku angielski psychiatra John Barker. Założył on Biuro Przeczuć w którym starał się gromadzić wysyłane do niego listy osób mających różne przeczucia dotyczące spodziewanych katastrof lub wypadków.
Już sam podtytuł książki ,,Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość" brzmi na tyle sensacyjnie, że aż kusi do zgłębienia się w lekturę. Kto jednak oczekiwałby odkrycia jakiś tajemnic, ekscytacji na granicy parapsychologii, to niech lepiej poprzestanie jedynie na pierwszym rozdziale. Owszem, książka we fragmentach opisujących wielkie tragedie, takie jak ta z osunięciem się górniczego wyrobiska na walijskie miasteczko Aberfan, albo pożar szpitala psychiatrycznego w Shelton wciąga na tyle, że czyta się ją z zapartym tchem. Jednak sam opis zajęć jakimi zajmował się John Barker wydaje się już mniej interesujący. Żeby uczynić książkę jeszcze bardziej ciężkostrawną autor wtrąca liczne dygresje dotyczące różnych teorii z dziedziny psychologii, filozofii i nauk medycznych. Mnożą się nazwiska uczonych, często zupełnie bezsensu wspominanych w książce.

Czy powstanie Biura Przeczuć wniosło coś istotnego do historii psychiatrii? Czy wszystkie te badania miały w ogóle jakiś sens? I czy Barker był w stanie przewidzieć swoją własną śmierć? Odpowiedzi na te pytania będą nagrodą dla tych, którzy jednak wbrew rozległym opisom i dygresyjnym przeciwnościom spróbują przebrnąć przez całą książkę i zgodnie ze swymi przewidywaniami dotrą szczęśliwie do jej końca.

poniedziałek, 23 września 2024

 


Jacek Galiński

CZWARTE SIKANIE BOŻENKI KOWALSKIEJ


Życie pensjonariuszy w Domu Opieki Społecznej w Legionowie wydaje się wieść swoim powolnym, rutynowym rytmem. Jest określony czas na posiłki, regeneracje, ćwiczenia i ciszę nocną. Co jeśli pod powłoką tego pozornego sielskiego obrazka dzieją się dziwne i niepokojące rzeczy? Dlaczego w tajemniczy sposób znikają niektórzy pensjonariusze, jak choćby Bożenka Kowalska? Czy kucharka dosypuje truciznę do przyrządzanego jedzenia i czy jest w spisku z grabarzem? Czy pielęgniarze to sadyści, którzy zmuszają do prac fizycznych w ogródku? Dokąd nocą zmierza wyglądający jak trup pan Stanisław z torbą wypełnioną budyniami w proszku? Na te i inne zagadkowe historie próbuje sobie odpowiedzieć Antoni - emerytowany prokurator śniący o Magdzie Gessler, choć aktualnie zafascynowany nową pensjonariuszką Sabiną. Sabina też nabiera pewnych podejrzeń zwłaszcza po tym jak naocznie przekonała się, że jej koleżanka z pokoju Bożena Kowalska jest martwa, choć dyrektor ośrodka twierdzi, że wypisała się na własne życzenie i wyjechała.


Doskonała komedia kryminalna, która wywołała u mnie niejeden uśmiech. Autor uniknął na szczęście pułapki płytkiego komizmu opartego na humorze sytuacyjnym wynikającym z nieogarniętych przemyśleń osób w podeszłym wieku. To inteligentna komedia nie obrażająca, mam nadzieje, niczyich uczuć ani odczuć. Dwutorowa, uzupełniająca się narracja głównych bohaterów Sabiny i Antoniego pokazuje świat pensjonariuszy DPS-u jako z jednej strony pogodzonych z losem starszych osób u schyłku życia, z drugiej zaś ludzi, którzy wciąż mają w sobie pragnienia, tęsknoty i własną godność. Wszystko to zaprawione jest sosem lekkiego dowcipu opartego na kanwie kryminalnego dramatu.

Dużym plusem jest niebanalne zakończenie i dialogi jakie między sobą toczą pary staruszków, którzy utknęli w klinczowej zdawać by się mogło sytuacji. Książka jest początkiem serii dalszych przygód Sabiny. Mam nadzieję, że Antoniego też. Czekam niecierpliwie.

czwartek, 12 września 2024


 







Janusz Leon Wiśniewski

STANY SPLĄTANE

,,Stany splątane" wiążą, duszą i nie chcą wypuścić czytelnika ze swoich przesiąkniętych ludzkimi historiami objęć. ,,Wchodząc" w lekturę tej książki drogi czytelniku szykuj się na emocjonalny rollercoaster z którego nie da się przedwcześnie uciec nim dojedzie się do ostatniej strony.

Pięć opowiadań Janusza Wiśniewskiego to jakby pięć reportaży z życia wziętych, które czyta się wręcz na jednym wdechu. I choć to pięć różnych historii wszystkie one w jakiś zadziwiający sposób wchodzą ze sobą w korelacje dotykając zakamarków ludzkich uczuć, które poprzez splątanie zdarzeń i okoliczności stają się wyjątkowe, trudne i nieoczywiste.

Pięć historii, to pięć emocjonalnych ładunków, które autor przybierając postać wsłuchanego w opowiadanie narratora stara się rozbroić i rozłożyć na części pierwsze, wniknąć w istotę ich skomplikowania.

Geniusz autorski w tym wypadku jawi się w urzeczywistnieniu fikcji literackiej. Opisy poszczególnych historii, wzbogacone bogatą wiedzą medyczno-naukowo-topograficzną uwiarygadniają na tyle każde z opowiadań, że świat literacki zaczyna nam jawić się jako sensacyjna rzeczywistość rodem z prasowych newsów.
Niesamowite wrażenie, dla którego na pewno warto polecić tę książkę.

czwartek, 5 września 2024

 












Miłosz Szymański

KTO ZGASI ŚWIATŁO? OPOWIEŚCI Z MOŁDAWII


Mołdawia jest dwudziestym trzecim najrzadziej odwiedzanym spośród dwustu krajów na świecie. Mimo to Miłosz Szymański postanowił zgłębić wiedzę na temat tego zapomnianego zakątka Europy i stworzył pasjonującą opowieść o historii i życiu teraźniejszym narodu nieustannie targanego pomiędzy wpływami Rosji i Rumunii.

Nie jest to tylko prosta opowieść turystyczno-krajoznawcza. Żeby zrozumieć współczesną Mołdawię i separatystyczną republikę Naddniestrzańską trzeba poznać historię ostatnich dwustu lat, skomplikowane losy z czasów II wojny światowej i przyczynę głodu z lat pięćdziesiątych.

,,Kto zgasi światło?" to także opowieść o tych, co zostali w kraju, których fatalna sytuacja gospodarcza nie zmusiła jeszcze do wyjazdu za granicę. To ci, którzy są już za starzy, albo wciąż wierzą, że w Mołdawii mogą coś jeszcze zdziałać, ułożyć sobie normalne życie.

Książkę się wręcz pochłania. Kolejne rozdziały odkrywają nieznany świat. Narracja przybiera zaskakujące formy, jak zapis scenariusza filmowego, albo opowieść o służbie zdrowia w formie antycznego dramatu ze śpiewami chóralnymi. Tym większy plus dla autora za interesującą treść i ciekawą formę opisu.

wtorek, 27 sierpnia 2024


 







Eugenia Kuzniecowa

DRABINA

W życiu młodego Ukraińca Tolika zawitało szczęście w postaci kupionej przez niego pięknej rezydencji w słonecznej Hiszpanii. Jednocześnie w tym samym momencie spada na niego cień wojny wywołanej agresją Putina na Ukrainę. Do oazy spokoju Tolika wprowadzają się uchodźcy w osobach krewnych: matki, ciotki Hryhoriwny, wujka Anatolija Stiepanowycza, siostry Irusi, jej koleżanki Poliny, psa Władika i dwóch kotek Zusi i Drusi. Zapowiada to wybuchową mieszankę dynamicznych matczyno-cioteczno-wujkowo-siostrzanych temperamentów, życiowych porad i utyskiwań. Dotychczasowe życie Tolika zostaje wywrócone do góry nogami do tego stopnia, że zmuszony jest uciekać do swojego pokoju po ustawionej przy balkonie drabinie.

Eugenia Kuzniecowa opisując tragikomiczne losy Tolika bierze w duży nawias lekkiej satyry, to co normalnie powinno przerażać. Wojna niesie strach, nieszczęście i śmierć. A jednak z perspektywy odległej Hiszpanii problemy uchodźców wydają się być komicznie przerysowane. Tolik nie wie za bardzo, co ma z sobą zrobić. Z jednej strony wspaniałomyślnie udziela schronienia członkom swojej rodziny, z drugiej strony cierpi z powodu ich nachalnej obecności w jego introwertycznym świecie.

To trochę obraz naszego zachodniego społeczeństwa, które przerażone brutalną agresją w odruchu współczucia ruszyło gremialnie z humanitarną pomocą, by jednak po pewnym czasie zacząć po cichu utyskiwać: kiedy oni w końcu sobie od nas pójdą? Czy to tak właśnie nie jest? Za to daję duży plus dla autorki i jej interesującej powieści ,,Drabina".

wtorek, 20 sierpnia 2024


 

 

 

 

 

 

 

Leszek Herman

ZBAWICIEL

Leszek Herman nie zawodzi. ,,Zbawiciel" to książka, która ma w sobie prawie wszystko, co potrzebuje wciągająca fabuła przygodowa w sam raz na wakacyjną lekturę. Mamy więc mroczne historie z czasów II wojny światowej, odkrywany na nowo Szczecin, kryminalna zagadka, dziennikarze na tropie tajemniczego ekoterrorysty Heilandera i odrobina luksusu na jachcie szkockiego arystokraty....
Mój zachwyt nie jest jednak pełny. Historia jest nadmiernie rozdmuchana. Przez pierwsze dwieście stron wielość wątków gmatwa na tyle sprawę, że w zasadzie nie bardzo wiadomo, co jest motywem głównym powieści (mały spoiler: nie jest nim na pewno obraz Leonarda da Vinci: ,,Zbawiciel świata"). Jak dobrze, że istnieją opisy na czwartej stronie okładki, które dają wskazówki na czym czytelnik powinien się skupić. Podobnie z zakończeniem, które w krótkich opisach próbuje wszystkie wątki zawiązać w jedną nić, która nota bene, nie jest i nie będzie lontem do wystrzałowych fajerwerków.
Porządne czytadło przygodowe, ale bez szału. Pozostaje lekki niedosyt. 

czwartek, 1 sierpnia 2024


 







Piotr Korczyński 

PIĘTNAŚCIE SEKUND. ŻOŁNIERZE POLSCY NA FRONCIE WSCHODNIM

Piętnaście sekund - tyle czasu mieli pancerniacy na opuszczenie czołgu zanim namierzony pocisk z działka trafił i przebił pancerz siejąc straszną śmierć w płonących wnętrzach. Już sama ta informacja elektryzuje na wstępie książki autorstwa Piotra Korczyńskiego. Dalej są jeszcze bardziej przerażające opisy krwawej grozy bitewnych pojedynków frontowych w czasie rosyjskiej ofensywy na Berlin.

,,Żołnierze polscy na froncie wschodnim" to solidnie przygotowane kompendium wiedzy o coraz bardziej zapominanym fragmencie drugowojennej historii związanej z formowaniem się i szlakiem bojowym tak zwanej Armii Berlinga. Autor obdziera z romantycznych opisów legendarne boje pod Lenino, Studziankami, czy na Wale Pomorskim. Przede wszystkim stara się spojrzeć na historię oczami świadków tych wydarzeń, czyli żołnierzy walczących bezpośrednio na froncie. Przedstawia też niejednokrotnie dramatyczne losy Polaków uwięzionych w Związku Sowieckim, dla których wstąpienie do armii, nawet ludowej było uśmiechem szczęści i nadzieją na powrót do ojczyzny.

To co poraża podczas lektury, to nonsens śmierci, bezsensowna danina krwi, jaką musieli złożyć Polacy wstępujący licznie w szeregi Armii Berlinga. Opisy tak zwanych ,,maszynek do mięsa" jakimi były bezpośrednie natarcia na ufortyfikowane linie wroga z dzisiejszej perspektywy wydają się głupotą i całkowitą indolencją dowództwa. Taka jednak była rosyjska doktryna wojenna, która zupełnie nie liczyła się z czynnikiem ludzkim (znajome obrazki z obecnej wojny na Ukrainie).

Jeszcze jedno jest istotne w tej książce. Autor stara się obalić mit, że Armia Berlinga na swoich bagnetach niosła Polsce komunizm. To fakt, że za frontowymi żołnierzami szedł od razu aparat partyjny nowej władzy całkowicie uzależnionej od Moskwy. Jednak żołnierze walczący bezpośrednio z Niemcami to w dużej mierze byli zesłańcy z rosyjskich łagrów, byli żołnierze AK, uczestnicy kampanii wrześniowej. Oni doskonale wiedzieli czym pachnie sowiecka władza.

Książka Piotra Korczyńskiego to ważne i śmiałe odkrywanie (zdrapywanie wręcz) białych plam, którymi nasza współczesna historiografia stara się zakryć lub przemilczeć wstydliwe sprawy związane z powstawaniem Polski Ludowej. Co prawda można byłoby się przyczepić do częstego powtarzania w tekście niektórych zwrotów i opinii, ale to tylko szczegół techniczny. Ogólnie brawo za odwagę podjęcia niepopularnego tematu!

niedziela, 21 lipca 2024

 



Fiona Mozley 

ELMET

Mocna książka, z cyklu tych, co to długo nie dadzą o sobie zapomnieć. Z drugiej strony nigdy więcej już nie chciałbym do tej powieści wrócić.

Fiona Mozley serwuje czytelnikowi opowieść o sile przetrwania w świecie surowych zasad, gdzie życie wydaje się być łaskawe tylko dla silnych i potrafiących walczyć o swoje. Z pozoru mamy tu historię rodzinną: opowieść o trudnym dzieciństwie rodzeństwa Daniela i Cathy. Po śmierci wiecznie nieobecnej matki oraz babki, która się nimi opiekowała dzieci przechodzą pod opiekę ojca. Ten zabiera je w leśną głuszę, gdzie próbuje budować dla nich świat z dala od zawistnych ludzi i problemów. Nie da się jednak całkowicie odizolować od miejscowej społeczności. Ojciec, który zarabia głównie przez to, że bierze udział w walkach na pięści sprowadza na ich sielankowe, rodzinne życie stare, zadawnione problemy. Dorastające dzieci muszą zmierzyć się z bezwzględnym światem dorosłych, w którym nie ma miejsca na litość.

Po przeczytaniu książki zastanawiałem się czy ta historia mogłaby mieć inne zakończenie. Czy w świecie twardych praw rodem z dzikiego zachodu nie ma szansy na promyk dobra i nadziei? Czy była nim Vivien sąsiadka otoczona murem starych książek i bibelotów? Jaki los mógłby czekać młodych bohaterów w dorosłym życiu, w życiu które już od dzieciństwa naznaczone było przemocą i okrucieństwem?

Te wszystkie niepokoje po lekturze ,,Elmet" niestety zabieram ze sobą i trudno mi wyznać, czy polecając tę książkę chciałbym nimi obarczyć kolejnego czytelnika.

wtorek, 16 lipca 2024

 









Ulf Kvensler 

SAREK

Thriller psychologiczny z surową panoramą gór w tle.

Trójka przyjaciół jak co roku w czasie urlopu wybiera się na górską wędrówkę. Anna i Henrik są wieloletnią parą, Milena jest przyjaciółką Anny jeszcze z czasów studiów prawniczych w Uppsali. Do ich grona w ostatniej chwili dołącza Jacob - nowy chłopak Mileny. Czwarty towarzysz niespodziewanie proponuje inną, trudniejszą trasę do pokonania - wokół masywu góry Sarek. Choć Annie i Henrikowi nie bardzo podoba się nagła zmiana planów i sama postać apodyktycznego Jacoba wzbudza podejrzliwość, ulegają w końcu namowie i ruszają w niebezpieczną trasę. Pogoda zaczyna się psuć, ale to dopiero początek kłopotów czwórki wspinaczy, dla których ta trudna wędrówka będzie walką charakterów, walką ze swymi lękami i słabościami, aż wreszcie walką o przeżycie.

Książka autorstwa Ulfa Kvenslera wciąga niemalże od początku w wir pasjonującej narracji od której się trudno oderwać. To mnie zachwyciło w tej powieści. Wydaje się, że jest to z pozoru zwykła opowieść o górskiej wycieczce. Jednak drobne incydenty, które się pojawiają w czasie jej trwania zapowiadają nadciągający nieuchronnie dramat. Trochę mi to przypominało ,,Nóż w wodzie" w reżyserii Romana Polańskiego. Z drugiej jednak strony reklamowany na okładce ,,mrożący krew w żyłach suspens" lekko mnie rozczarował.

,,Sarek" uważam z pewnością za najlepszy kryminał, jaki dotychczas w tym roku przeczytałem. Akcja porwała mnie na tyle, że nabrałem ochoty na górskie wyprawy w dziewicze tereny na pograniczu szwedzko-norweskim. Ach, spakować plecak, namiot, kuchenkę gazową i ruszyć przed siebie by zmierzyć się w górach z siłą własnego charakteru... Dzięki Ulf Kvensler za inspirację!

piątek, 5 lipca 2024

 











Viktor Horvath

MÓJ CZOŁG


"Droga Juliko, mam nadzieję, że u was nie wprowadzono seksu. A jeśli nawet tak, to jest to kolejny dowód kontrrewolucji i chylącego się ku upadkowi imperializmu..."

Praska Wiosna 1968 roku wywołała uzasadniony niepokój wśród bratnich narodów socjalistycznych, a zwłaszcza w Związku Radzieckim. Bohater książki Viktora Horvatha ,,Mój czołg" - porucznik węgierskiego batalionu pancerniaków wierzy w internacjonalistyczną wizję świata, gdzie rządy sprawuje sojusz robotniczo-chłopski. Nie bardzo orientuje się w zmianach politycznych, które dzieją się w Czechosłowacji. Pisze za to tęskne listy do poznanej na Słowacji Juliki i marzy o stoczeniu bitwy na ołowiane żołnierzyki, które ukradkiem przechowuje w swojej szafce w koszarach. A ponieważ dobrze zna język słowacki i rosyjski okazuje się być przydatnym tłumaczem zabieranym na spotkania przywódców państwowych.

Zabawna komedia pisana z iście czeską lekkością bytu o ważnych sprawach dziejowych jakie miały miejsce w 1968 roku. Historia w slapstickowym wydaniu. Możemy się zżymać na głupotę i naiwność porucznika, możne nas wkurzać jego nieporadność i infantylność. Czy jednak pisanie o wydarzeniach historycznych na klęczkach i z martyrologiczną pieśnią na ustach to jedyny sposób na opowiedzenie niełatwych, a może i wstydliwych dziejach politycznych bądź co bądź nie nastawionych do siebie wrogo narodów. Mam na myśli tu nie tylko Czechów, Słowaków i Węgrów, ale także i nas Polaków.

Warto przeczytać tę książkę, może dlatego, żeby się nie obrażać na historię, nie koniecznie bić w piersi. Może warto się trochę pośmiać i tak jak Julika posłuchać ,,The Beatles" lub ,,The Rolling Stones-ów" niż czytać rządowe komunikaty w ,,Wolności Ludu".

środa, 19 czerwca 2024

 








Rachel Wells 

ALFIE KOT WIELORODZINNY

Miła, choć całkiem wyssana z palca opowiastka o kocie, który myślał zupełnie po ludzku.  Po przeczytaniu autentycznej historii kota Boba autorstwa Jamesa Bowena miałem nadzieję, że będzie to coś w ten deseń. Tymczasem autorka Rachel Wells funduje czytelnikowi dosyć naiwną historyjkę o sprytnym kotku o imieniu Alfie, który po śmierci swojej właścicielki postanawia na własną rękę odnaleźć nowy dom i nowych właścicieli. Tym razem jednak chce przechytrzyć los i na wszelki wypadek poszukać sobie schronienia w kilku domach na raz. 


W ten sposób otrzymujemy cztery różne historie ludzkich losów, życiowych problemów i rozterek. Mamy opowieść o Clair, która nie może pozbierać się po rozwodzie, opowieść o samotności Jonathana, problemach rodziny emigrantów z Polski i o depresji poporodowej Polly. Wkrótce za sprawą sprytnego kotka Alfiego losy wszystkich tych ludzi skrzyżują się i połączą.


Miałem mieszane uczucia co do lektury tej książki. Po pierwszych rozdziałach gotów byłem ją porzucić. Infantylny styl pisarski autorki przypominał książeczki dla dzieci. Jednak problemy życiowe ludzkich bohaterów były bardzo realistyczne i to właśnie był ten haczyk, który ciągnął mnie do końca fabuły. 


Może to nie jest literatura wysokich lotów, ale na dobre czytadło dla poprawienia sobie samopoczucia nadaje się idealnie.

środa, 5 czerwca 2024


 







Laura Agusti

HISTORIA PEWNEGO KOTA

Tak naprawdę to nie zupełnie jest historia pewnego kota. Ta pięknie edytowana książka jest w rzeczywistości historią miłości autorki Laury Agusti do wszelkich żywych stworzeń. Oczywiście na pierwszym planie jest kot syjamski o imieniu Hej. Oprócz niego są także wzmianki o królikach, jeżach, owczarku aragońskim Lobito, srokach i kundelku Crasti. Każda ze 156 stron książki jest przyozdobiona osobistym rysunkiem hiszpańskiej autorki. Mamy też interesujące dygresje historyczno-kulturowe dotyczące roli kotów w życiu ludzi. Autorka przedstawia także cenne porady dotyczące utrzymania zwierząt domowych zrodzone z osobistych obserwacji i relacji ze swoim ukochanym Hejem.

Miła lektura, piękne ilustracje, rozczulająca historia przyjaźni człowieka do zwierząt. Większej rekomendacji nie potrzeba.

poniedziałek, 3 czerwca 2024


 










Dolores Redondo

ZANIM PRZYJDZIE POTOP



Przeżyć własną śmierć i poświęcić ostatnie miesiące życia, jakie daje nam lekarska diagnoza na złapanie seryjnego mordercy. Tak właśnie wygląda w roku 1983 życie szkockiego detektywa Noaha Sherringtona. Noah zwolniony z zawodowych obowiązków policjanta, wiedziony przeczuciem i pewną poszlaką z kartki pocztowej udaje się incognito na kontynent do Bilbao, aby tam poszukiwać Biblijnego Johna - odpowiedzialnego za morderstwa kilkunastu kobiet.

Powieść hiszpańskiej autorki Dolores Redondo to slow criminal w którym od początku wiadomo, kto jest dobrym gliną, a kto mordercą. Nie ma tu intrygującej zagadki, niespodziewanych zwrotów akcji, zaskakujących rozwiązań. Bardziej to przypomina powieść obyczajową z historią wielkiej powodzi, która nawiedziła Bilbao w roku 1983. Trudno jednak nie zaangażować się uczuciowo w opis perypetii prostodusznego, empatycznego i niezwykle zdeterminowanego w działaniu Noaha Sherringtona. Czy jego samotna wyprawa do Bilbao to tylko pogoń za mordercą? Czy to nie wyścig z czasem jaki mu pozostał do końca życia? Co przyniesie ten darowany mu przez los czas? Czy jest w nim miejsce na życie prywatne, na uczucia, na nowe przyjaźnie, na miłość?

Zegar tyka, serce jest coraz słabsze, a wody rzeki Nervión przybierają z dnia na dzień. Do tego regionalna stacja radiowa na życzenie Noaha puszcza piosenkę Nika Kershawa: ,,Wouldn't it be good". Warto zatopić się w lekturę tej powieści i dać ponieść czytelniczemu nurtowi. 

czwartek, 16 maja 2024


 






Tadeusz Różycki

ZŁODZIEJE ŻARÓWEK


A więc, kto wykręcał żarówki w bloku? Wiem, nie zaczyna się zdania od więc, jak mówiła pani w szkole, ale ona widocznie nigdy nie weszła do Stefana do przedpokoju. 


Podróż narratora ze słoikiem imieninowej kawy w ziarnach przez zakamarki komunistycznego blokowiska do mieszkania Stefana, który ma enerdowski młynek do mielenia to prawdziwy rarytas wspomnieniowych smakołyków. To nostalgiczny obraz młodzieńczych przeżyć i doznań z lat 80-tych minionego wieku. Kto mieszkał w tym czasie na osiedlu z wielkiej płyty poczuje z pewnością bluesa. 


Tomasz Różycki zabiera nas w podróż po codzienności życia  mieszkańców PRL-owskich osiedli. To co wydawać by się mogło wówczas zwyczajne: wybuchające telewizory, identyczne meblościanki, brunatna żybura z kranu, śmierdzące zsypy, fekalia w przejściach łącznikowych, czy legendarne kradzieże żarówek na korytarzach, w relacjach autora przybiera kostium komizmu i przeobraża się w niemal poetycki opis napędzanej przez nierozpoznanych bogów podniebnej podróży statkiem kosmicznym. 


Całość jest podana w lekkiej narracyjnej formie i doskonale się ją czyta. Polecam zwłaszcza tym czytelnikom, którzy mogą z ręką na sercu zaświadczyć: tak było!

poniedziałek, 6 maja 2024








Tomáš Forró

GORĄCZKA ZŁOTA. JAK UPADAŁA WENEZUELA 

Ta opowieść będąca relacją z ryzykownej podróży w głąb wenezuelskiej Wielkiej Sawanny przeraża. Przeraża historia upadłego państwa, gdzie nie działają prawidłowo żadne struktury państwowe. Przeraża opis łupieskiej eksploracji amazońskiej dżungli w poszukiwaniu złota. Przeraża los najbiedniejszych mieszkańców Pemonów - miejscowych indian terroryzowanych przez narkotykowe gangi (sindicatos),kolumbijską partyzantkę (ELN) i wojskowe szwadrony śmierci (DGCIM).

Słowacki reporter Tomáš Forró zrobił zupełnie odwrotnie niż większość ludzi znajdujących się na granicy wenezuelsko-brazylijskiej. Jako jeden z nielicznych obcokrajowców postanowił przedostać się do południowej Wenezueli, żeby na własne oczy zobaczyć w jaki sposób gangi i wojsko walczą z miejscowymi indianami o dostęp do kopalni złota.

"Gorączka złota" to przede wszystkim próba dziennikarskiego zdiagnozowania przyczyn upadku państwa Wenezueli. Jak reformy socjalne Hugo Chaveza i jego następcy Maduro doprowadziły do całkowitego upadku niegdyś najbogatszego i zasobnego w ropę państwa w Ameryce Południowej.

Myślę, że książka będzie niezwykle interesującą lekturą nawet dla osób, które nie specjalnie orientują się w zawiłościach latynoskiej polityki. Historie bohaterów reportażu: Yesiki i jej córki Evangeliny, nieustraszonej i wojowniczej Lisy, gościnnej Danieli wciągają w opisy życia ludzi, którzy na co dzień wiele ryzykują, by ułożyć sobie bezpieczną i godną egzystencję w iście bandyckim świecie.

sobota, 4 maja 2024

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Monika Helfer

HAŁASTRA

Mikroopowieść o mikroemocjach. To rzadki w literaturze przypadek gdzie powieść jest sama w sobie większą wartością niż zawarta w niej fabuła.

Austriacka autorka Monika Helfer w autonarracyjnej formie zanurza się w odległą historię rodzinną sięgającą czasów I wojny światowej i próbuje odtworzyć losy swoich dziadków Józefa i Marii Moosburgerów.

Z jednej strony to historia rodzinna, z drugiej to bardzo realistyczny obraz tradycjonalistycznej wiejskiej społeczności w której najwięcej do powiedzenia zawsze mają burmistrz i ksiądz. To także opowieść o przemocy w paternalistycznym świecie, o krzywdzącej plotce, zawiści i o zwyczajnej, upokarzającej biedzie.

Niezwykle ciekawa jest cała konstrukcja tej niewielkiej powieści gdzie autorka przedstawiając swoją historię rodzinną buduje stopniowe napięcie skupiając się wokół problemu pochodzenia jej matki Grety. Czy urodzona w trakcie I wojny światowej była ona rzeczywiście dzieckiem Józefa? Jaki to miało wpływ na dalsze losy rodziny?

Warto doczytać książkę do końca wraz z posłowiem tłumacza Akradiusza Żychlińskiego. Dzięki temu można zrozumieć jak trudno było przetłumaczyć oryginalny tytuł: "Die Bagage". Hałastra nie oddaje w pełni sensu opowieści. Bagaże emocjonalne jakie dźwigamy w naszych historiach rodzinnych niestety nie mają w języku polskim właściwego określenia. A szkoda...

poniedziałek, 22 kwietnia 2024


 







Jacek Hugo-Bader

DZIENNIKI KOŁYMSKIE

,,Dzienniki Kołymskie" to mistrzostwo. Przede wszystkim to mistrzostwo reportażu. Czytając relacje Jacka Hugo-Badera z wyprawy po Trakcie Kołymskim z Magadanu do Jakucka (2025 km) ma się wrażenie, że jesteśmy współuczestnikami tejże wyprawy. Razem ponosimy trud autostopowej jazdy w nieznane, razem smakujemy tuszonki i pierogów w smrodliwej kabinie Kamaza, czujemy smak herbaty zrobionej z wody spuszczonej z kaloryfera, odczuwamy kaca po suto zakrapianej nocy spędzonej z kapitanem Dimą i jego towarzyszami. Czujemy przenikliwe zimno i strach podczas przeprawy motorówką po zamarzającym Ałdanie.

,,Dzienniki Kołymskie" to mistrzostwo krótkiej formy. Historie drogi opowiedziane z punktu widzenia spotykanych osób, tak zwanych paputczików. To ich zwyczajno-niezwyczajne opowieści z życia malują obraz współczesnych mieszkańców tej nieludzkiej ziemi.

Odwaga reporterska samego Jacka Hugo-Badera to osobna kategoria mistrzostwa. Brnąc samotnie w krainie Dzikiego Wschodu, gdzie jeśli nie podpadnie się miejscowym oligarchom, lub innym przedstawicielom władzy, to trafić można na uzbrojone bandy poszukiwaczy złota lub w ostateczności na szatuna, czyli niedźwiedzia polującego na ludzkie mięso.

Po raz drugi po blisko dekadzie wczytuje się w te niezwykłe opowieści i jestem nimi kompletnie pochłonięty. Słowo ,,oczarowany" nie pasuje do historii o drodze budowanej przez setki tysięcy więźniów kołymskiego gułagu. Ta droga to jak mówi sam autor ,,najdłuższy na świecie cmentarz". Dlatego pozostanę przy określeniu ,,pochłonięty".

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

 









Zbigniew Rokita

ODRZANIA

Trzeba mieć odwagę, żeby zmierzyć się z mitem tak zwanych Ziem Odzyskanych (a właściwie to pozyskanych) po II wojnie światowej. Trzeba może pochodzić z trzeciego, czy czwartego już pokolenia urodzonych na tych ziemiach, żeby mieć odwagę zaproponować nową nazwę dla tej dziwnej krainy, która mimo upływu dziesięcioleci nie wyleczyła się jeszcze z brzemienia poniemieckości, nie uporała się z historyczną tożsamością, a jej mieszkańcy nie nabrali w pełni dumy z bycia ,,tutejszymi".

Zbigniew Rokita (rocznik 1989 - fakt ten ma ważne znaczenie dla książki) snuje ciekawą i niezwykle wciągającą opowieść o tym, co przez cały okres Polski Ludowej było starannie skrywane, przemilczane, albo pokrywane państwową propagandą i mitem o powrocie do prastarych ziem piastowskich. W zasadzie jedna decyzja Stalina, linia narysowana kredką na mapie przesądziła o losie milionów ludzi po zakończeniu II wojny światowej. Z Prus Wschodnich, z Pomorza, Śląska wypędzono wszystkich niemalże mieszkańców pochodzenia niemieckiego, a na ich miejsce przesiedlono wyrzuconych z Kresów Rzeczpospolitej Polaków.

Odrzania, to rzeczywiście dziwna kraina, która wciąż szuka swojej nowej tożsamości. Jej mieszkańcy przez dziesiątki lat żyli w niepewności i strachu przed powrotem pierwotnych właścicieli. Teraz kolejne, młode pokolenie próbuje łatać dawną historię i teraźniejszość szukając nowego określenia siebie jako autochtonów.

Książka Zbigniewa Rokity pozostaje księgą otwartą, w której czytelnik zainteresowany tą tematyką mógłby napisać swój własny rozdział, własną historię. Autor stawia wiele pytań i świadomie nie daje na nie odpowiedzi. Pozostawia przemyślenia, które czytelnik sam powinien zinterpretować.

Cieszę się, że taka publikacja powstała, że jest przyczynkiem do szerokiej dyskusji o pozyskanym dziedzictwie, jakie po wojnie zostawiła nam w ,,kłopotliwym prezencie" światowa polityka wielkich mocarstw.

wtorek, 9 kwietnia 2024

 












Jakub Małecki

DŻOZEF


Pobyt w szpitalu z zagipsowanym nosem to z pewnością nic fajnego. Grzegorz został napadnięty i pobity. Incydent ten spowodował, że nie tylko stracił swój telefon, ale też szansę na pracę zarobkową, a ponadto rzuciła go dziewczyna Weronika. Generalnie życie zarysowuje mu się w czarnych barwach. Do tego wymuszone towarzystwo w szpitalnej sali: podstarzały playboy Kurz, upierdliwy Maruda i ten Czwarty. No właśnie... Pan Stachu, skryty, zaczytany w książkach Josepha Conrada dziwak... Jego pokręcone opowieści o małym chłopcu ze wsi Rabinowo pod Włocławkiem, który wymyślił i wystrugał sobie kozła Drewniaka zaczynają coraz mocniej wciągać i zajmować uwagę pozostałych pacjentów. Wraz jednak z coraz mroczniejszą historią życia chłopca rzeczywistość szpitalna niepokojąco zaczyna się zmieniać.

Jakub Małecki serwuje nam intrygującą fabułę z pogranicza snu i jawy, która wciąga czytelnika w podwójny wir zdarzeń wzajemnie ze sobą się splatających. Mamy w czasie rzeczywistym historię dresiarza Grzegorza Bednara i retrospektywną opowieść o życiu Stasia Baryłczaka. Kiedy życiem jednego rządzi ponura, zachłanna postać drewnianego kozła w życiu drugiego znikająca i kurcząca się przestrzeń szpitala zdaje się zapowiadać nieunikniony koniec. Najciekawsza w tym pomyśle fabularnym jest nieustannie popychająca czytelnika ku zakończeniu zagadka: co z tej mieszanki czasoprzestrzennej w końcu wyniknie? I to jest duży plus który przyznaję tej powieści.

Co do mankamentów, to odnoszę wrażenie, że autor miał w zamyśle bardziej poszerzoną historię życia Stasia Baryłczaka, którą ostatecznie nie rozwinął, lub skrócił w korekcie. Co się stało z Andrzejem i Doktor Witz? Po co w fabule pojawiają się takie postacie jak biskup Michał Kozal, czy Baszanowski? Kim tak na prawdę był zaczytany menel siedzący w parku pod szpitalem? Wiele pytań na które w książce ,,Dżozef" niestety nie znajdziemy odpowiedzi.

Nie ma co jednak narzekać, jakby to stwierdził pod koniec książki Grzegorz. Życie jest jakie jest i należy się cieszyć z tego co się ma. Trzeba się więc delektować fabułą, taką w jaki sposób została przez autora podana. Danie jest intrygujące i lekko strawne w czytaniu, więc jak najbardziej godne polecenia.

wtorek, 2 kwietnia 2024

 












Swietłana Aleksijewicz

CZASY SECONHANDU. KONIEC CZERWONEGO CZŁOWIEKA


,,Sowek" - to popularne w Rosji określenie na człowieka ukształtowanego przez Związek Radziecki i jego sowiecką ideologię. Dla nas homo sovietikus to nie tylko nazwanie specyficznej grupy społecznej, ale  przede wszystkim to sam sposób myślenia, reagowania i wykrzywiony odbiór rzeczywistości. Trudno nam dziś wyobrazić sobie, czym dla ludzi urodzonych, wychowanych na ideologii komunistycznej i żyjących w Związku Radzieckim był kres ich państwa związkowego, a wraz z nim gospodarki centralnie sterowanej i brutalne zetknięcie się z kapitalistyczną, gangsterską wręcz rzeczywistością nowego świata. Dla typowego ,,Sowka" był to z pewnością koniec świata i prawdziwy dramat.

Mistrzowskie reportaże Swietłany Aleksijewicz zawarte w książce ,,Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka" z początku mogą zdumiewać, wzbudzać niedowierzanie, ale przy dalszej lekturze zaczynają szturchać, kłuć i zwyczajnie po ludzku bolą. Boli przede wszystkim dramatyczny los, historie beznadziei, które dotknęły zwykłych, często niewinnych, prostych ludzi. Świat dziecka urodzonego i osieroconego w łagrze, los nastolatki i jej matki, które zostały oszukane i straciły dom, miłość Ormianki i Azera w czasach nienawiści i wojny. "Czasy secondhandu" to nie kolorowa bajka, to nie sen o lepszym świecie, o lepszej przyszłości. To ogrom rozczarowania, frustracji, rozpaczy, braku nadziei.

Trudno z perspektywy bieżących wydarzeń związanych z wojną na Ukrainie patrzeć ze współczuciem na mieszkańców Rosji. Jednak czytając historie, które miały miejsce piętnaście, dwadzieścia, trzydzieści lat temu trudno tak po ludzku nie ulec wzruszeniu i empatii. Zagłębienie się w historie opisane w reportażach pozwala zajrzeć w rosyjską duszę, w której przez siedemdziesiąt lat trwania Związku Radzieckiego miejsce Boga i cara zajęła ideologia komunizmu i dyktat Stalina. Tu nie może być dobrego zakończenia.

poniedziałek, 25 marca 2024


 







Terry Pratchett

NIEWIDOCZNI AKADEMICY

Terry Pratchett i jego Świat Dysku - większej reklamy nie trzeba. Świat magów, krasnoludów, goblinów i orków. Klasyczne fantasy z ironicznym odniesieniem do współczesności.

W Ankh-Morpork gnieździ się Niewidoczny Uniwersytet. To, że jest niewidoczny sprawia, iż sami magowie nie bardzo orientują się w tym jak rozległa jest to placówka i ilu uczonych w niej faktycznie pracuje. Ba, to nie praca naukowa, czy też magiczna jest tam istotna. Najważniejsze są przerwy na posiłki i herbatki. Uniwersytecka kuchnia to z pewnością centrum tego uniwersum.
Sielankę życia akademickiego przerywa pomysł władcy Ankh-Morpark Lorda Vetinari, aby powołać na Niewidocznym Uniwersytecie drużynę futbolową, która przygotuje się do meczu z miejscową drużyną piłkarską. Nienawykli do ćwiczeń fizycznych i nie używania magi uczeni na czele z nadrektorem Mustrumem Ridcully mają trudny do rozgryzienia orzech.

Przyznam, że pomysł wplatania w świat fantasy wątków piłkarskich nie porwał mnie i niezbyt zachwycił. Strasznie to wszystko było przegadane, mało zajmujące. Przebrnąć przez fabułę pomógł mi zabawny duet postaci kucharki Glendy i strażnika świec pana Nutta - goblina, który później okazuje się być orkiem. Mój powrót po wielu latach do Terrego Pratchetta może nie był niezbyt udany. Nie zachęcił mnie do lektury kolejnych tomów. Niemniej, nadal chylę czoło przed wybitnym i niezwykle płodnym talentem pisarskim autora. 

poniedziałek, 11 marca 2024


 







Jaroslav Rudiš

STACJA EUROPA CENTRALNA

Mam znajomego, który uwielbia zwiedzać Europę z okien pociągów. Stąd wiem, że dla wielu osób podróże koleją są swego rodzaju życiową pasją. Do grona tych osób z pewnością należy czeski autor książki ,,Stacja Europa Centralna" Jaroslav Rudiś. Jego marzeniem było zostanie maszynistą kolejowym. Niestety wada wzroku uniemożliwiła mu realizację pragnienia. Pasja jednak pobudziła go do zwiedzania legendarnych tras kolejowych, odwiedzania słynnych dworców, stacji rozrządowych, małych, zapomnianych stacyjek, podróżnych barów i restauracji.

,,Stacja Europa Centralna" to w dużej mierze podróż w czasie do początków kolei, rozbudowy sieci połączeń między miastami w okresie istnienia Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Rudiś próbuje odnaleźć to, co jeszcze z tamtych czasów zostało: połączenia kolejowe na trasie Berlin-Drezno-Praga-Wiedeń, Wiedeń-Budapeszt-Lubljana-Triest, Wiedeń-Kraków-Przemyśl-Lwów. Podróżuje też nad Morze Bałtyckie i daleką północ fińskimi trasami kolejowymi, wybiera się też na południe, by przez szwajcarskie tunele w Alpach dotrzeć do Włoch i aż na samą Sycylię. Jego opowieści dotyczą opisów współczesnych lokomotyw, budowy i historii dworców kolejowych, specyficznych menu w wagonach restauracyjnych, ale też i odnoszą się do literatury kolejowej, kolejowego bluesa i filmów z motywami pociągów w tle.

To wszystko wydawać by się mogło fantastyczne i pasjonujące. Jednak w opisach autora zabrakło szczypty przygody. Przytłacza natłok wymienianych kolejnych stacji, których nazw trudno spamiętać. Ciekawostką dla polskiego czytelnika z pewnością będzie zachwyt autora nad żurkiem podawanym w Warsie i opis przejazdu przez tunel graniczny między Słowacją a Polską na Przełęczy Łupkowskiej.

poniedziałek, 4 marca 2024

 












Michael D. O'Brien

DOM SOPHII


Książka ukazała się w serii: Powieść z duszą. Rzeczywiście o bolączkach duszy głównego bohatera - Pawła Tarnowskiego jest tu sporo i aż nadto.

Kim jest Paweł Tarnowski? Wrażliwym młodzieńcem, niedoszłym zakonnikiem, niespełnionym artystą, malarzem, pisarzem, marzycielem. Jest także właścicielem odziedziczonego po wuju przedwojennego, warszawskiego antykwariatu zwanego ,,Domem Sophii". Kim jestem? Na to pytanie próbuje znaleźć odpowiedź sam główny bohater. Pogrążając się w beznadziei własnej samooceny, biedując nad własnym losem i brakiem miłości zdaje się dążyć do autodestrukcji.

Zrządzeniem losu jesienią 1942 roku w jego księgarni pojawia się niespodziewanie młody uciekinier z getta - Żyd Dawid Schäfer. Udzielając mu schronienia Paweł dokonuje w sobie wewnętrznej przemiany. Jego życie nabiera wreszcie sensu i znaczenia.

Książka składa się jakby z dwóch warstw fabularnych. Jedna to historia okupacyjna opowiadająca o przyjaźni ludzi z dwóch odrębnych kultur, którzy znajdują wspólny język dzięki odkrywaniu na nowo pojęcia ,,człowieczeństwo". Druga warstwa, o wiele trudniejsza do przebrnięcia, to zanurzanie się w filozoficzno, religijno, egzystencjalne rozważania obrazujące wewnętrzne cierpienia głównego bohatera.

Dużym plusem są niewątpliwie wiernie oddane, historyczne realia dotyczące Warszawy w czasie okupacji opisane bądź co bądź przez kanadyjskiego pisarza. Oczywiście plus także za to, co bardzo lubię, czyli historię z księgarnią w tle.

poniedziałek, 12 lutego 2024

 











MISTRZOWIE OPOWIEŚCI 
SKANDYNAWSKIE LATO


Ech, wymęczyli mnie ci mistrzowie opowieści...

Wydawało mi się, że zimowa pora sprzyjać będzie opowieściom o skandynawskim lecie. Zachęcony przedmową Justyny Czechowskiej sięgnąłem z wielkim zapałem i nadzieją po opowieści z krainy Muminków, Dzieci z Bullerbyn, Emila ze Smalandii, czy baśni J. H. Andersena. Czekało na mnie dwadzieścia osiem opowiadań w czterech rozdziałach (Miasto, Droga, Letnisko, Pocałunek) pogrupowanych. Im jednak głębiej wgryzałem się i przetrawiałem kolejne historie mój entuzjazm topniał niczym śnieg w słoneczne popołudnie.

,,Było lato, zawsze było lato, kiedy się spotkali."
(Elísabet Kristín Jökulsdóttir ,,Lato. Nanoopowieść")

Przytłoczyła mnie liczba opowiadań, ich rozmaitość i ciężar gatunkowy. Obok zabawnych historyjek, lekkich wakacyjnych przygód czy romansów, trafiałem na wątki psychodramatyczne, czy wręcz czysto egzystencjonalne dywagacje. Czasami zaczynałem wchodzić w czyjąś historię, wczuwać się w losy bohaterów, po to, by po kilku zaledwie stronach porzucić ich i przenieść się w mroczne klimaty serwowane mi z głębi zranionych zakamarków duszy kolejnego narratora. Rozumiem, że to antologia i nie powinno się ją ,,łykać" na jednym czytelniczym wydechu. Miałem jednak nadzieję, że skandynawskie lato będzie bardziej radosne i optymistyczne. Okazało się jednak, że dla mistrzów opowieści lato to tylko pora roku, okoliczność, która tak samo jak inne pory może być tłem dla skomplikowanych ludzkich losów.

Oczywiście, udało mi się wyłowić z całego zbioru kilka perełek, dla których warto sięgnąć po tę lekturę. Jeżeli komuś pomoże mój klucz to polecam: "Midsommar z Panem Laakso", "Letnie marzenie", "Rasmus i włóczęga", "Osobliwość", "Szczeliny powietrza", "Judyta Lvoff" i "Pocałunek".

wtorek, 30 stycznia 2024

 











Olga Tokarczuk

EMPUZJON


Może to zabrzmi przewrotnie, ale ,,Empuzjon" Olgi Tokarczuk wprowadził mnie w stan zdrowego odprężenia połączonego z kuracją odkrywającą niuanse świata opisanego w powieści. Nie odczytałem książki jako horroru z przyrodoleczniczym dreszczykiem, bo wydaje mi się, że o co innego chodziło naszej noblistce w pisaniu tego wielce interesującego dzieła.

Mamy rok 1913, według wielu historyków to ostatni rok zamykający cały XIX-wieczny okres pokojowego rozwoju zachodniej cywilizacji. Atmosferę zmierzchowości odczuwa się w całej fabule. Mamy śląskie uzdrowisko Görbersdorf (dzisiejsze Sokołowsko). Położone w dolinie nad podziemnym jeziorem zdaje się w tajemniczy sposób przytłaczać i obezwładniać swoich mieszkańców dusznym klimatem. Mamy też i kuracjuszy przybywających z różnych stron (z Breslau, Królewca, Wiednia, Berlina, Warszawy i Lwowa) by leczyć się z chorób płucnych.
Śledząc losy głównego bohatera - młodego studenta inżynierii wodno-kanalizacyjnej Mieczysława Wojnicza wchodzimy stopniowo w specyficzny świat tworzony przez samo sanatorium jak i kuracjuszy. Podpatrujemy ich zabiegi, podsłuchujemy ożywcze dyskusje prowadzone podczas posiłków i spacerów, smakujemy słyną nalewkę z grzybów Schwärmerei. W pewnym momencie zaczynamy dostrzegać, że opisywany świat składa się wyłącznie z męskich bohaterów: Wojnicz, Lukas, August, Frommer, Thilo, Opitz, Rajmund, doktor Semperweiss. Zadziwiające jest ile czasu w swoich dyskusjach owi mężczyźni poświęcają kobietom i ich roli w społeczeństwie. I tu dotykamy sedna powieści. Bo choć opisywany jest męski świat, to powieść Olgi Tokarczuk jest w rzeczywistości ukrytym między słowami manifestem ducha feminizmu. Bo któż tak na prawdę jest narratorem w tej książce? Trzeba doczytać aż do epilogu.

 

Peter Pomerantsev

JĄDRO DZIWNOŚCI


Rosja nigdy nie przestaje zadziwiać. Twór państwowy, który powstał po rozpadzie Związku Radzieckiego przeobraża się nieustannie i nikt, kto bacznie nie śledzi zdarzeń wewnętrznych nie jest w stanie określić w jakim kierunku on zmierza.


Peter Pomerantsev z pochodzenia Rosjanin, ale wychowany i wykształcony w Wielkiej Brytanii dziennikarz telewizyjny podejmuje próbę opisania świata absurdów, które mają jeden mianownik - Nową Rosję.

Mamy więc Witalija Dimoczkę, gangstera, szefa mafii, który postanowił kręcić filmy w stylu hollywoodzkim o sobie samym. W jego filmach wszystko jest autentyczne, strzelanina, pościgi, napady, bijatyka. Prawdziwe reality show, które dobrze sprzedaje się w telewizji. W barze przy stacji metra przesiaduje Dinara z Dagestanu prostytutka, która nie mogła się zdecydować czy zostać tak jak jej siostra wahhabitką, czy jednak zarabiać ciałem na ulicy. O sprawiedliwość walczy Jana, której wydało się, że jest kobietą sukcesu, dopóki nie trafiła do więzienia fałszywie oskarżona o używanie narkotyków do produkcji środków czystościowych. Władisław Surkow - demiurg z Kremla przy pomocy telewizji i szczodrego finansowania wszystkich i wszystkiego, co może poprawić wizerunek prezydenta wykreował świat iluzji w którą wierzy większość Rosjan.

Początkowo reportażowy styl Pomerantseva lekko bawi, wydaje się satyryczny, ale im dalej próbujemy wedrzeć się w owo ,,jądro dziwności" przestaje być ,,smiszno", a zaczyna być ,,straszno". Ostatnie rozdziały wydają się brzmieć złowieszczo i złowrogo. Wojna z Ukrainą, którą wywołał Putin nie jest tylko konsekwencją obłąkańczych wizji jakiegoś szaleńca. Otumanione sączącą się z mediów ideologią Świętej Rusi i Trzeciego Rzymu rosyjskie społeczeństwo ślepo wierzy swojemu przywódcy.

Przebrnięcie przez ,,Jądro dziwności" może być traumatycznym doświadczeniem, ale myślę, że bardzo potrzebnym żeby zrozumieć jakie wielkie niebezpieczeństwo czyha na świat zachodni tuż za jego wschodnią granicą.

środa, 3 stycznia 2024

 


Norbert Bączyk, Kamil Kawalec

HISTORIA LUBI SIĘ POWTARZAĆ

"Historia vitae magistra est" - to sentencja, która w czasach  licealnych wisiała w mojej klasie nad tablicą. Historia nauczycielką życia - to stwierdzenie, które głęboko zapadło mi w pamięć i nauczyło patrzeć na bieżące wydarzenia polityczne właśnie przez pryzmat historycznych odniesień. Dlatego też z dużym zaciekawieniem sięgnąłem po książkę Norberta Bączyka i Kamila Kawalca.
Sama okładka wskazuje już na zakres tematyczny: współczesny konflikt zbrojny w Ukrainie. Jak patrzeć na bieżące wydarzenia wojenne mając w pamięci czasy II wojny światowej? Czy czeka nas kolejna wojna światowa? A może ona już się toczy, tylko my sobie z tego nie zdajemy do końca sprawy?
Autorzy wyposażeni w bogaty zasób wiedzy z zakresu historii wojskowości oraz w oparciu o statystyki dotyczące okresu przed i w trakcie II wojny światowej starają się wysnuwać analogie i porównania do dzisiejszych zdarzeń w Ukrainie. Przyznam się, że choć jestem pasjonatem historii kilka faktów przytoczonych w książce było mi bliżej nieznanych. Znajomość historii pozwala bardziej chłodno i z mniejszym lękiem patrzeć na bieżące wydarzenia, co jednak nie uwalnia świadomości przed przestrogą, że władza autorytarna skupiona w rękach szaleńca może prowadzić ludzkość do katastrofy.
Żałuję, że książka nie jest bardziej obszerna i aż prosi się o kontynuację. Kto wie, może gdy wojna w Ukrainie dobiegnie wreszcie końca doczekamy się kolejnego, uzupełnionego wydania, w którym autorzy będą mogli na końcu napisać: ,,a nie mówiliśmy, że tak to będzie"...