piątek, 12 września 2025



Kazimierz Orłoś

DOM POD LUTNIĄ

Czasami zdarza się, że wpada nam w ręce książka niezwykła, która przemawia do nas nie tylko treścią, ale otula swoją duszą. Dla mnie ,,Dom pod Lutnią" stał się oazą wytchnienia, tęsknym ukłonem w stronę beztroskiego dzieciństwa i poszukiwaniem świata opartego na prostych zasadach poszanowania wartości, prawdy, uczciwości i honoru w trudnych czasach.

Mazury mają swój magiczny magnes, otoczkę świata z bajki, azylu dla szukających spokoju i wyciszenia. Być może, tak jak w powieści Kazimierza Orłosia Mazury były zaraz po wojnie taką w miarę bezpieczną bańką dla poranionych przez los ludzi, którzy tam szukali swojego domu. W całym tym konglomeracie miejscowych, zniemczonych Mazurów, przesiedleńców z Wileńszczyzny, Rusinów z Bieszczad, weteranów wojennych i nominatów ludowej władzy tworzy się nowe społeczeństwo, które musi nauczyć się współżycia w zgodzie i pokoju.

Dziewięcioletni Tomek, przywieziony przez matkę z Warszawy trafia na gospodarstwo swojego dziadka - Józefa Bronowicza, zwanego przez miejscowych pułkownikiem, gdyż przed wojną służył w pułku kawalerii jazłowieckiej. Dla młodego chłopca pobyt na wsi okazuje się być istnym rajem na ziemi. Nie przeszkadza mu to, że po łąkach trzeba biegać boso, że trzeba myć się w zimnej wodzie ze studni, że dzieci sąsiadów mówią do siebie po niemiecku. Tomek bardzo szybko aklimatyzuje się w nowej sytuacji i zawiera nowe znajomości. Wkrótce zapomina o tęsknocie za matką i nie chce myśleć o powrocie do Warszawy.

,,Dom pod Lutynią" to nie tylko opowieść o błogim dzieciństwie, ale szeroko zarysowane tło polityczno-historyczno-społeczne. To obraz odradzającego się z trudem po wojnie nowego świata, dyktowanego niestety przez narzucony przez Rosję Sowiecką reżim. Czy w niebezpiecznym świecie można odnaleźć swój mały, bezpieczny azyl? Czy można się odizolować od otaczającej, ponurej rzeczywistości?

Powieść Orłosia to też tęskne wołanie za poszukiwaniem prawdziwej miłości. Miłości na przekór konwenansom, układom, ludzkiej zawiści.

Oczarował mnie świat stworzony w gospodarstwie w Lipowie. Poczułem się zaproszony do wniknięcia w jego wnętrze, do przytulenia się do rozgrzanego pieca, do gry w szachy przy kuchennym stole, do spożycia deseru z poziomek i do szukania na niebie szczęśliwej gwiazdy spod gwiazdozbioru Lutni.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz