niedziela, 18 października 2020


 






Peter Stancik

BEZROŻEC

Tej książce trzeba dać się porwać. Nie warto zastanawiać się, co jest prawdą, co prawdopodobne, a co już zupełną aberracją. Nawet cytaty na początku każdego rozdziału nie koniecznie są prawdziwe. 
Inspektor Libor Lavabo z czeskiej Pragi zostaje skierowany do rozpracowania tajemniczej sprawy pożaru stajni na Cesarskiej Wyspie w którym zginęło (uległo samozapłonowi) dwanaście nosorożców. Upss, przepraszam... nosorożyc. Wszystko co dalej dzieje się w książce jest tak nieprawdopodobne, że zaczyna wciągać w szaleńczy wir zdarzeń od którego wręcz trudno się oderwać. 
Początkowo kulinarno-erotyczne peregrynacje inspektora Lavabo po autentycznych miejscach w Pradze bawią i dają poczucie lekkiej groteski. Jednak kiedy bohater dociera na cmentarz  szkoleniowy na Smichovie zaczyna się prawdziwy danse macabre. Tu już śmiech zamiera na ustach. 

Myślę, że ,,Bezrożec" Petra Stancika zachwyci na pewno każdego miłośnika literatury czeskiej. Jest bowiem w tej powieści pewna lekkość bytu i typowa czeska społeczna autoironia. Jest jednak też wyczuwalna nuta egzystencjonalnej bierności wobec losu, a więc i brak wiary w dobre zakończenie.  Może dlatego książka ta stanowi dla mnie mieszankę uczuć, która nie pozwala mi dodać kolejnej gwiazdki by uznać ją za rewelacyjną.

sobota, 3 października 2020

 








J. D. Vance

ELEGIA DLA BIDOKÓW

To ważna książka ukazująca przemiany społeczne zachodzące w Stanach Zjednoczonych, które dla wielu wciąż są jeszcze ucieleśnieniem snu o bogactwie. Niestety, z potęgi gospodarczej, którą niegdyś tworzyły huty i fabryki w tzw. Pasie Rudy, czyli w środkowych stanach u podnóży Appalachów, pozostały już tylko wspomnienia pokolenia dziadków. Potomkowie białych imigrantów ze Szkocji i Irlandii zamieszkujący te obszary stanowią dziś w większości zdegradowaną grupę społeczną tzw. bidoków żyjących przeważnie z pomocy socjalnej. Autor ,,Elegii..." sam z takiej grupy pochodzi. Opis jego dzieciństwa, dorastania i uporu z jakim postanawia wyrwać się z kręgu biedy i bezradności poraża swoją autentycznością i ogromem traumatycznych przeżyć. A jednak książka ma optymistyczne przesłanie i pokazuje na przykładzie życia autora, że jak się coś bardzo chce osiągnąć, to mimo przeciwności losu można swoje marzenia zrealizować.


J. D. Vance nie jest pisarzem i to widać po stylu pisania książki. Jest to zapis historii rodzinnych, które ukazują trzypokoleniową rodzinę, poprzez losy dziadków Mamaw i Papaw, nieszczęsne perypetie wciąż pobierającej się i rozwodzącej matki narkomanki, aż do współczesnych przeżyć samego autora. Porywcza babcia, która w samochodzie zawsze trzymała colta ,,tak na wszelki wypadek", rzesze maminych ,,gachów" pretendujących do miana ojca, narkotyki, alkohol, przemoc domowa, pożyczki, długi i wszechobecna bieda. To wszystko jest w tych opowieściach. Tak niezwykła autobiografia aż prosiłaby się o fabularyzację i myślę, że wyszedłby z tego niezły dreszczowiec. Czy jednak książka nie straciłaby wówczas na autentyczności i poruszającym tak wielu czytelników przesłaniu?