poniedziałek, 9 grudnia 2024

 











Norman Lewis

GŁOSY STAREGO MORZA. 

W POSZUKIWANIU UTRACONEJ HISZPANII


Są wyjątkowe książki, które potrafią czarować swoją opowieścią. Norman Lewis zaczarował mnie nostalgiczną historią o starej, utraconej w zapomnieniu Hiszpanii.

Dziś słowa ,,Costa Brava" korzą się jednoznacznie z plażą, hotelami pod palmami i tłumem turystów. Nie zawsze jednak tak było. Do wczesnych lat 50-tych XX wieku hiszpańskie wybrzeże było domem dla biedujących rybaków i ich rodzin utrzymujących się z tego, co ofiarowywało im morze. Angielski reporter Norman Lewis trafił do takiego miejsca w ważnym i przełomowym momencie. Stara tradycja rybacka, historia ludzi związanych z morzem zaczyna być wypierana i niszczona przez dynamicznie rozwijającą się turystykę.

Dwie wioski - rybacka Farol i rolnicza Sort mieszczą się na końcu hiszpańskiego świata. Nie ma do nich nawet porządnej drogi. Ich mieszkańcy nigdzie specjalnie nie wyjeżdżają, bo po co? Nie wiele też osób tam dociera. Udało się to Lewisowi, który zakochał się w tym miejscu i trzykrotnie wracał w sezonie letnim by pomagać przy połowie ryb.

Czytając ,,Głosy starego morza" można się dać ponieść wspaniale prowadzonej fabule na tyle, że zatraca się poczucie realności. Opisywane historie brzmią czasami jak bajka: trup syreny zdobiący jedyny bar w Farol, Babcia rządząca całą wioską, kucharka Carmela z żółtego domku ukrywająca przed światem swoją niepełnosprawną umysłowo córkę, Curandero - wędrowny szaman wskazujący gdzie i kiedy należy rozpocząć łowienie sardynek, Don Ignacio - ksiądz, który zamiast odprawiać msze wolał wymykać się na wykopaliska antycznych artefaktów, karłowaty konował zwany Doktorem Uwodzicielem, będąca na etacie wioskowej kochanicy Maria Cabritas przepędzająca kozy parasolką...

Reportaż Lewisa ratuje od zapomnienia świat, który już zniknął, który nie miał szans na przetrwanie. Zniknęła jego wyjątkowość, czar i magia miejsca. Dlatego tę książkę tak dobrze się czyta. Dlatego, tak jak za nostalgicznym wspomnieniem, również i za tą opowieścią po prostu się tęskni.

poniedziałek, 25 listopada 2024









Olga Gitkiewicz

NIE ZDĄŻĘ

Zdjęcie pustego przystanku z okładki samo w sobie mówi więcej niż tysiąc słów recenzji. Kilka milionów Polaków codziennie mierzy się w naszym kraju z tak zwanym wykluczeniem komunikacyjnym. Tysiące wiosek, ba nawet mniejszych miasteczek nie ma regularnych połączeń komunikacyjnych: ani kolejowych, ani autobusowych. Autorka reportażu - Olga Gitkiewicz próbuje dotrzeć do owego ,,jądra ciemności" i stara się odpowiedzieć na pytanie - dlaczego?


Dlaczego przed rokiem 1989 sieć kolejowa w Polsce liczyła ponad dwadzieścia sześć tysięcy kilometrów torów, a dziś zaledwie osiemnaście tysięcy? Dlaczego upadł system połączeń PKS-u? I w końcu dlaczego bardziej opłaca się nam jeździć samochodem niż pociągiem?

Szczerze, to najbardziej w reportażu intrygowały mnie historie ludzi, którzy muszą się mierzyć z trudnościami związanymi z codziennym dojazdem do pracy, do szkoły, do lekarza. To o nich jest tytuł ,,Nie zdążę". Końcowe rozdziały o katastrofie państwa ,,Pekap" były już nużącą lekturą.

Książka nie napawa zbytnim optymizmem. Ale czy rzeczywiście jest aż tak źle? Reportaż prezentuje stan rzeczy na rok 2019, a od tego czasu, dzięki unijnym funduszom trochę jakby się zmieniło. Chyba na lepsze. Wciąż są i działają ludzie, pasjonaci, uparci maniacy którzy próbują ten stan rzeczy naprawiać. Ale to już zapewne temat na inny reportaż.

niedziela, 17 listopada 2024


 







Jakub Małecki

RDZA

Jakub Małecki zabiera nas w długą podróż po nieoczywistych życiorysach zwyczajnych zdawać by się mogło ludzi, którzy za swoje miejsce na ziemi obrali małą wioskę Chojny koło Kłodawy. ,,Rdza" bowiem to nie tylko historia osieroconego Szymka i jego babci Tośki. To także osobiste historie i tragedie Budzika i jego ojca Andrzeja, którzy zmagali się z rozrastającą się topolą, Sabiny co listy do Józka z Kłody pisała, Michała, który świat chciał słuchać przez stetoskop, Julki Dusznej porzuconej w dniu ślubu przez rudego Rocha oraz Elizy co studia w Kijowie rzuciła i zamiast za Gracjana Knopa zwanego Hołowczycem wyszła za mąż za Telesfora Brzyziaka.

Jak to w życiu, losy bohaterów splatają się ze sobą, przenikają, wpływają jedne na drugich. Małecki ma dar prowadzenia ciekawej, intrygującej narracji. Czujemy podskórnie, że za każdą historią, za każdym niedopowiedzeniem, urwanym zdaniem jest jakiś głębszy sens.

Jak rdzą pokrywa się żelazo, tak bohaterowie powieści obrastają kolejnymi warstwami upływającego czasu, który niepowstrzymanie kruszy ich i pozostawia nieodwracalne ślady. Trochę to smutny obraz wywołujący wrażenie, że żaden z opisanych bohaterów nigdy nie był szczęśliwy.

Tak na marginesie. Mój zachwyt ,,Rdzą" wynika może też i po części z faktu, że główni bohaterowie noszą to samo nazwisko co moje. To trochę tak, jakbym czytał własną sagę rodzinną.

czwartek, 7 listopada 2024


 







Miguel Angel Montero

CZŁOWIEK KTÓRY BAŁ SIĘ ŻYĆ

Zawsze uważałem, że problemy należy wychodzić. Piesza wędrówka, jako sposób na przewartościowanie swoich dotychczasowych poglądów na życie był i jest chwytliwym lejtmotywem zarówno w literaturze, jak i w filmie. Książka ,,Człowiek który bał się żyć" trafiła do moich rąk akurat w takim momencie, w którym jej bardzo potrzebowałem.

Przechodzimy różne kryzysy życiowe. Nieraz potrafimy z nimi walczyć, czasem się opieramy, a niekiedy, niestety poddajemy się i popadamy w rezygnację. Czterdziestojednoletni Marcos bohater książki wydaje się, że wybrał tą trzecią opcję. Przed całkowitym upadkiem ratuje go tajemniczy Samin, który proponuje mu siedmiodniową pieszą wyprawę na Camino, czyli pielgrzymkową drogę świętego Jakuba do Santiago de Compostela. Wędrówka ma przede wszystkim oczyścić jego umysł, otworzyć na wartości uniwersalne jak piękno, miłość, przyjaźń. To siedem dni, które zmieni całe jego życie.

Mini powieść, czy też bardziej przypowieść Miguela Angelo Montero nie była dla mnie lekarstwem, nie chwyciła jakoś mocno za serce, nie zaczarowała. Ot, zbiór mądrościach porad jak żyć, żeby chciało się żyć. Warto jednak doczytać książkę do ostatnich słów, żeby zrozumieć jej całościowe przesłanie. Dopiero pod koniec czytania poczułem to podskórne mrowienie, że jednak ta opowieść miała jakiś przekaz też i do mnie.

Jednak moje Camino wciąż na mnie czeka.

niedziela, 3 listopada 2024









Paula Barbato

NA ZŁEJ DRODZE

Noc 14 marca. Autostrada A1 z Mediolanu do Orte pod Rzymem. Dla Giosciua to kolejne, rutynowe zlecenie kurierskie. Przewieźć paczkę, o nic nie pytać, jechać ostrożnie nie rzucać się w oczy policji drogowej. Tylko tyle i aż tyle... Wszystko potoczyłoby się jak zwykle, gdyby nie to, że paczka zaczęła przeciekać. Przeciekała krwią, a Giosciua postanowił sprawdzić jej zawartość...

Tak. Tak powinien zaczynać się dobry thriller, powieść sensacyjna, rasowy kryminał. Wie o tym autorka Paola Barbato, czyli jak głosi napis na okładce ,,włoska mistrzyni thrillera". Czy jednak intrygujący początek może mieć dalszą fascynującą fabułę? Oj, tu bym nie był taki pewien...

Tak jak nużąca może być nocna jazda autostradą, tak wydaje mi się, że znużyła mnie ta cała historia. Owszem, są zawrotki na autostradzie i zwroty akcji, fiat doblo przyśpiesza i akcja też nabiera tempa. Pojawiają się kolejne trupy i narasta napięcie. Kończy się noc i czas się kurczy. Ale...

Ale ile można się rozwodzić na temat sposobu przepakowania paczki do nowego pudełka? Ile stron można poświęcić na opis desperackiego przebiegania po pasach autostrady? Po co tracić czas na opis genealogii rodziny Giosciui (nie wiem, jaka jest poprawna odmiana tego imienia)?



Plusy, minusy jakby się równoważą. "Na złej drodze" nie jest błyskotliwym, pasjonującym thrillerem, ale też nie jest na tyle zły, żeby go nie polecać.

środa, 23 października 2024

 












Kuba Benedyczak

ODDZIAŁ CHORYCH NA ROSJĘ. OPOWIEŚĆ O ROSJANACH CZASÓW PUTINIZMU


Potocznie mówi się, że Rosja jest dziś ,,chorym człowiekiem Europy". Dziennikarz i miłośnik rosyjskiej kultury Kuba Benedyczak postanowił postawić diagnozę na co chorują obywatele największego kraju na świecie. Jego opowieść o Rosjanach czasu putynizmu jest dość przerażającym opisem całego zespołu syndromów psychicznych zwichrowań, które dotykają postsowieckie społeczeństwo. Już same nazwy kolejnych rozdziałów przyprawiają o gęsią skórkę na ciele: Nekrofilia, Apatia, Zespół Stresu Pourazowego, Masochizm, Alzheimer, Kompleks Mesjasza, Zaburzenia Urojeniowe.

Czy ów ,,chory człowiek Europy" zmagający się z tak licznymi dolegliwościami może jeszcze normalnie funkcjonować? Okazuje się, że jak najbardziej, bo to uzależniony kokainista. Zdaniem autora wystarczy mu co jakiś czas zaserwować przez obecną władzę na Kremlu kreskę kokainowego imperializmu i... ,,Urrra! Wpieriod na zapad!" Stąd właśnie bierze się geneza wszystkich konfliktów zbrojnych w które z taką chęcią angażuje się rosyjskie państwo.

Książka może być trudna w odbiorze. Zaczynałem ją czytać z wielkim zaciekawieniem okraszonym odrobinką rozbawionego uśmieszku. Kuba Benedyczak jednak bez językowej ogłady przywala czytelnikowi prosto z mostu obuchem paranoicznych wizji, które wyłaniają się z opowieści jego rosyjskich rozmówców. Kolejne rozdziały zaczynają przypominać zapadanie się w coraz większej maglinie, jaką jest świat psychicznie chorego pacjenta pogrążonego w licznych aberracjach. Uśmieszek znikał z mojej twarzy, a zastępowało go podskórne mrowienie. Odkładałem czytanie i wracałem do niego po kilku dniach.

Dwa słowa jeszcze o ostatnim rozdziale: Rosja Nic osobistego? To kolejne w tej książce potężne uderzenie młotem w głowę. Chyba po to by jeszcze długo dźwięczało ono w pamięci.

Książka jest trudna, ale bardzo dziś potrzebna, żeby zrozumieć rosyjskie społeczeństwo. Nie rosyjską duszę - to zupełnie inne zagadnienie, choć nieobce również w książce Benedyczaka. Imperialna kokaina mami i wprowadza w obłęd. Czy jest na to lekarstwo? Czy można zastosować odwyk? Tu powinny pojawić się trzy kropki niedopowiedzenia...
Ci jednak niepoprawni optymiści z kręgu zachodniej kultury, którzy myślą że jest to możliwe, że wojna w Ukrainie zmieni rosyjskie społeczeństwo powinni właśnie sięgnąć po lekturę tej książki. Może przejrzą na własne oczy.

niedziela, 13 października 2024

 









Michelle Frances

MÓJ CHŁOPAK

Amy traci pamięć w wyniku wypadku na ulicy. Nie pamięta niczego z ostatnich sześciu miesięcy. Tym bardziej z zaskoczeniem dowiaduje się, że ma chłopaka o imieniu Jack, który jest lekarzem pediatrą, z którym to dwa miesiące wcześniej spędziła romantyczne święta Bożego Narodzenia we włoskim kurorcie. Nie ma jednak żadnego jego zdjęcia w telefonie, ani nie pamięta jak wygląda. Po wyjściu ze szpitala Amy wraz z dwoma swymi przyjaciółkami i matką zamierza świętować swoje trzydzieste urodziny w szwajcarskiej posiadłości swojej bogatej matki chrzestnej. Niespodziewanie w ostatniej chwili w alpejskiej rezydencji zjawia się również Jack. Wszyscy są oczarowani szarmanckim panem doktorem. Wszyscy oprócz Amy. Dla niej Jack jest zupełnie obcym człowiekiem. Coś jej się nie zgadza...

Typowy thriller, który brzmi jakby znajomo. Takie ,,Ja cię kocham, a ty śpisz", tylko z odwróconymi rolami i z budującym napięcie suspensem. Ośnieżony, odcięty chwilowo od świata alpejski domek, cztery kobiety i on piąty. Kto ma rację, a kto oszalał? Co jest prawdą, a co urojeniem?

Michelle Frances, jako scenarzystka BBC potrafi budować napięcie. Trzeba przyznać, że książkę czyta się szybko i z zaciekawieniem. Oczywiście zakończenie musi być inne od tego niż byśmy się spodziewali. Czy jednak finał wywołuje efekt ,,wow"? Nie dla mnie... Tu niestety pojawia się moje rozczarowanie. Zostaje z pytaniem, kto tak naprawdę był głównym bohaterem powieści?

Dopiero w Podziękowaniach autorka, powołując się na własne doświadczenia życiowe uchyla rąbka tajemnicy o co tak na prawdę jej chodziło w pisaniu tej książki. Dla mnie lekki niedosyt.